Niecałe dwa lata temu, dzięki wydawnictwu Vesper, pierwszy raz miałem przyjemność obcować z papierową wersją tej kultowej serii. To było niesamowite przeżycie, bo przecież co innego oglądać dziesiątki razy ten sam obraz z dużego ekranu, a co innego strona po stronie przedzierać się mrocznymi korytarzami i śledzić doskonale znane losy głównych bohaterów. Swego czasu obawiałem się, że pierwsza część cyklu będzie jednorazowym strzałem, ale nie, właśnie odkładam na półkę drugą księgę, a w zapowiedziach wydawnictwa pojawiła się wzmianka o trzeciej części. Nic tylko czekać.
Ale do sedna. O fabule zaledwie cztery zdania, bo mam świadomość, że temat Obcego każdemu kinomaniakowi jest równie dobrze znany.
Ellen Riplay po długim okresie hibernacji i dryfowania w przestrzeni kosmicznej zostaje odnaleziona i poddana szczegółowemu procesowi wyjaśniającemu los załogi „Nostromo”. W międzyczasie okazuje się, że księżyc LV-426 (Acheron), który wówczas zapoczątkował katastrofalny bieg wydarzeń, dzisiaj jest sprawnie funkcjonującą kolonią, tyle, że od dłuższego czasu nie ma z nią kontaktu. Czy koszmar z „Nostromo” powrócił? Riplay i oddział komandosów podejmują misję zwiadowczą.
To moja ulubiona część Obcego i rozpływałem się w tekście bacznie śledząc, a zarazem wychodząc przed szereg, by wczuć się w zbliżające wydarzenia, nastroje, a nawet gesty bohaterów. Przed oczami ciągle miałem zaadoptowane z filmowej odsłony wizerunki postaci, więc trudno mi pisać o jakimkolwiek „wolnym” wyobrażeniu. Moja ulubiona, Vasquez z charakterystyczną bandaną na czole i bezpardonowym wejściem mocy dużego kalibru, czy chociażby Bishop, bystry i świadomy swojej funkcji w zespole. Tak to już jest, kiedy czyta się książkę po niemal przeoranym, kinowym obrazie. Zawsze coś przesiąknie.
Jak komandosi to i uzbrojenie, a w tej części arsenał jest bogaty. Od karabinów, poprzez granaty, miotacze ognia, a na wieżyczkach strzelniczych kończąc. Niestety, czytając można polegać tylko na wyobrażeniu poznanych dotąd dźwięków, więc odwzorowanie brzmienia „kosmicznego” rodzaju broni może nie przynieść planowanego efektu. Wyjątkowo uwielbiałem w tej filmowej odsłonie stłumiony gwizd karabinów. Piski obcych, a nawet samo pikanie detektora ruchu, który dodatkowo potęgował napięcie wraz z kolejnymi upływającymi na wyświetlaczu metrami. W książce bardzo dobrze został ten element odwzorowany. Czuć złowrogi ton, a z nim zmniejszający się dystans wobec nieuniknionego zagrożenia. Nie ma przecież nic gorszego jak świadomość, że za chwilę nastąpi łupnięcie i nijak nie można temu zapobiec.
Przejdę jeszcze na moment, na drugą stronę. Obcy w tej części zostaje ukazany w pełnym wymiarze i nie chodzi mi o wygląd, a o przebieg dojrzewania. Jaja, które wcześniej widzieliśmy jako coś już istniejącego, z czego wyskakują tzw. twarzołapy, otrzymują głębszy proces. To jak zaczerpnąć schemat z dziedziny entomologii. Jaja, wyszukanie nosiciela, osobniki dorosłe i… oczywiście królowa, pilnie strzeżona i odpowiednio pielęgnowana. Tak zaplanowany rozwój pozwolił na stworzenie zagrożenia na wszystkich jego szczeblach. Na każdym etapie dojrzewania Obcego. Doskonałe.
Cóż, dokonało się. Wybornie się bawiłem i polecam zbliżyć się z tematem Obcego w tej formie. Uczta podana przez Vesper syci tekstem jak i wyglądem. Ilustracje jak i okładka wyśmienite. I oczywiście twarda oprawa, kolejny skarb na mojej półce.