Proza nietuzinkowa, nieco dziwna pełna prostoty, i mnóstwa szczegółów - tak najkrócej określić można styl Zośki Papużanki. To moja pierwsza styczność z twórczością tej autorki. Niepowtarzalna i nietuzinkowa, nie można jej z pewnością z niczym porównać, pełna mikroskopijnej dokładności, detali nie widocznych na pierwszy rzut oka. W tej prozie nie spodziewajmy się nagłych zwrotów akcji, bo w tej książce praktycznie nic się nie dzieje, bierność i jeszcze raz bierność. W ciągu 10 dni podzielonych na rozdziały poznajemy losy pewnego małżeństwa - od momentu zapoznania, aż po rozstanie - historia z pewnością niepowtarzalna i inna niż wszystkie.
Jego świat skrupulatnie poukładany według najdokładniejszych zasad, zachowany ład i porządek, przestrzeń życiowa bez zbędnych elementów wyposażenia, perfekcjonizm. Życie z ręką w aparacie, według planu dokładnie rozpisanego w notesie co można, a co nie, bez żadnych kontaktów towarzyskich, całkowita izolacja oraz spiralna koncepcja czasu. Fotografią próbuje zatrzymać czas , który i tak będzie płynąć bez jego zgody, a on i tak stara się zamknąć go na zdjęciu. Ważne, aby zakończyć wszystkie czynności. Ciągłe czekanie, aż ona popełni błąd i z satysfakcją trzeba go wytknąć, trzeba poprawić. Ciągła kontrola sytuacji, nic nie może się wymknąć, a nawet gdy coś pójdzie nie tak trzeba szybko zatrzeć ślady swojej nieudolności. Zwykły 36 latek, żadnych cech szczególnych, cierpliwy, bez żadnych typowych cech wyglądu.
Jej świat nieco roztrzepany, mało uważny, bez planu, życie chwilą. Nieco spóźnialska i niezdarna, nieokrzesana, roztargniona, ciągle coś jej wypada z rąk, a to nie domyka lodówki, a to zapomni kupić chleba. Z pewnością daleko jej do perfekcjonizmu, to kobieta o rozwianych włosach, niedopiętych guzikach, ciągłym bałaganie w torebce, bez harmonogramu, często niezdecydowana, bezradna i ciągle usprawiedliwiająca się.
Przeciwności z pewnością się przyciągają, inaczej ludzie zwyczajnie by się pozabijali ze sobą, ale czy ten związek od początku miał rację bytu?
Nie było zdrady, zazdrości, alkoholu, czy agresji, żadnej przemocy, pożycie jest, teściowie w miarę normalni - zatem co poszło nie tak?
Wszystko wskazuje, że bohater cierpi na poważne zaburzenia - pragnie izolacji, odcięcia się, przeprowadza się do bloku naprzeciwko i przez obiektyw aparatu obserwuje swoją żonę. Sam przyznaje się, że jest nienormalny, odejście z dnia na dzień, bez wyjaśnień, bez pożegnania wymaga niebywałej odwagi i silnego charakteru, ale taki właśnie jest. Cała narracja prowadzona jest w formie monologu wewnętrznego jaki prowadzi ten 36-letni mężczyzna sam ze sobą. Mając w ręku aparat i zatrzymując nim czas posiadał złudne poczucie władzy, że nad nim panuje. Finał powieści jest zaskakujący kiedy żona odkrywa zastawioną na nią pułapkę i składa mu niespodziewaną wizytę, bohater traci kontrolę nad całą sytuacją.
W powieści mamy jeszcze trzeciego, ukrytego bohatera - jest nim fotografia. Mężczyzna nie rozstaje się ani na krok ze swoim aparatem, patrząc przez obiektyw wyraża w ten sposób swoje uczucia, które stanowią tylko wartość i można nimi dobrowolnie manipulować.
I tak czułość można dobrać i odpowiednio ją ustawić, w każdej chwili można ją także podkręcić niczym ostrość w aparacie. Fotografia służy mu do wyznawania uczuć, zdecydowanie lepiej zrobić kobiecie zdjęcie, niż kupić kwiaty w ramach przeprosin, czy rozmawiać na temat.
Powieść Papużanki jest inna niż wszystkie, obdarta z uczuć, bez emocji, bez akcji - za to z mikroskopijną dokładnością postrzegająca otaczającą rzeczywistość. Kryminał - ani trochę, choć bohater śledzi swą żonę, pragnie wrócić i tęskni, nie jest to też romans, ani lekka powieść obyczajowa. Jest tu pewna "dziwność", którą bardzo trudno określić i nazwać, a która jest specyficzna dla Papużanki.