Po tym tytule nie wiedziałam czego się spodziewać, ale samo nazwisko autora sugerowało, że będzie mrocznie. Nie myślałam, że będzie to obyczajówka, a precyzyjniej romans, a jeszcze precyzyjniej erotyk z wątkami paranormalnymi. Wyszła bajka i to dość infantylna. Książę na białym rumaku, tu Markiz Michele Filippo di Sant’Angelo, zawrócił w głowie stewardesie nazwanej Stew. Inny bohater określany "Pilotem" odlicza swoje trzy ostatnie podróże. Obiecane trzy ostatnie loty przed śmiercią.
Fabuła prowadzona jest pierwszoosobowo przez Stew i Pilota. O ile perspektywę mężczyzny czytałam bez odruchu wymiotnego, o tyle Stew i Markiza nie mogłam przetrawić. Przeszkadzało mi absolutnie wszystko. Ona jest naiwną, głupią, niezdecydowaną osobowością. On... miał być tajemniczy i intrygujący, wyszedł irytujący i nieciekawy. Gdyby wątek ich romansu był poprowadzony od strony mężczyzny mógłby wyjść bardziej wiarygodnie, jednak narratorem była Stew. To z jej perspektywy poznajemy zamysł autora na tę postać, który chyba sam jej nie zrozumiał. Kobiety nie są aż tak przewrotne. Można myśleć "nie", a powiedzieć "tak", ale nie da się myśleć "nie" i pomyśleć "tak". To abstrakcja. Przekłamana perspektywa. Fałszywe wyobrażenie kobiecej natury.
Markiz wzbudził we mnie tylko niechęć. To stalker. Płytki, bez wyrazu, smutny człowieczek. Rozdziały należące do Stew to takie krzywe zwierciadło kobiecej optyki, trywialne, banalne i niezrozumiałe.
W narracji Pilota działo się trochę więcej. Tu wpleciony był wątek zdolności paranormalnych. Początkowo było tajemniczo, ale przez kolejne kilkadziesiąt stron coraz bardziej traciłam zainteresowanie. Było za dużo mało ciekawego seksu i podkontekstu seksualnego. Bohaterowie rozmawiają, a w międzyczasie macają, szczypią, podgryzają, uprawiają seks. Za dużo tego.
Potem bohaterowie zaczęli zwiedzanie. I po raz kolejny - za dużo tego.
Wciąż czekałam na ten plot twist zapowiedziany przez autora. Gdy już się doczekałam, nie mogłam uwierzyć w prostotę wydarzeń. W heroizm postaci, który w tak dużym stopniu jest odrealniony, a jednocześnie w ich perfidne zachowanie. Stew, Markiz, Pilot, Konstancja mieli w sobie właśnie te cechy. Niszczyli osoby, które okazywały im dobro i same, po okazaniu dobra, były niszczone. Po autorze spodziewałam się, że stworzy bardziej realne pod kątem psychologicznym postaci. Wróżka, zdolności paranormalne i osobowości bohaterów dały poczucie, że czytam fantasy.
Autor chciał stworzyć książkę o śmierci, ale ja po przeczytaniu jej życzyłam śmierci wszystkim bohaterom. Chyba nie na takiej reakcji zależało pisarzowi.
Jest to trzecia z rzędu powieść autora nieoparta na prawdziwych wydarzeniach, która zawiera w sobie znacznie mniej motywu danse macabre, a więcej obyczajówki i zjawisk paranormalnych. Sięgając po jego dzieła wiedziałam na co się piszę i właśnie tej makabreski szukałam. Wspomniane ostatnie trzy powieści - z książki na książkę coraz mniej mi się podobały. Na kolejną też się skuszę, ale mój czytelniczy entuzjazm względem pisarza opadł. Mam nadzieję, że nie uległ opiniom osób mu niesprzyjających i nie odszedł definitywnie od klimatu grozy, bestialstwa, krwawych jatek, w opisywaniu których był niezrównany.