Ze smutkiem muszę to stwierdzić, ale przewodnik Anny Korzeniowskiej jest dla mnie aczytalny. Wiem, że to mocne określenie, ale nie przychodzi mi lepsze.
Ostrzyłem sobie zęby na tę książkę, ponieważ Australia jest tym szczególnym miejscem na ziemi, które regularnie wraca do mnie w myślach. Jeśli będzie mi tylko dane, planuję się tam wybrać, dlatego też w ramach przygotowań staram się czytać na temat tej "dziwnej krainy". Wydawnictwo obiecuje nam tu wiele:
"Niezwykła podróż w głąb australijskiego lądu i ludzkiej natury! (...) Warto wyruszyć wraz z autorką książki Australia - ścieżkami snu w podróż po przygodę, ale przede wszystkim po to, by razem z nią doświadczyć transcendentalnych aspektów życia, odzyskać na nowo szacunek do matki ziemi. Dołącz do tej niezwykłej wyprawy i poczuj, jak to jest podróżować po dzikiej, nieokiełznanej Australii".
Brzmi to może nieco górnolotnie z tą całą obietnicą transcendentalnych doświadczeń, niemniej jednak można spodziewać się naprawdę ambitnej literatury podróżniczej. Tymczasem jednak są to głównie informacje z przewodnika National Geographic (wnioskuję po przypisach) uzupełnione o autorefleksje autorki, które bardziej pasują do wpisów na blogu czy ?Instagramie, niż do publikacji w formie książki.
Gdyby jeszcze była to lekka i przyjemna lektura, to rozumiem, że można przymknąć na te mankamenty oko. Jeśli Anna Korzeniowska mogłaby się pochwalić niebywałą lekkością pióra i błyskotliwym żartem - wówczas chętnie udałbym się z nią w tę podróż, w myśl zasady, że "nieważne gdzie, ważne z kim". Jednak ona zamęcza nas nieistotnymi szczegółami, które nie wnoszą absolutnie niczego do książki. Już w pierwszym rozdziale narzeka na 3 godzinną przerwę w podróży na lotnisku w Doha, gdzie nawet zwiedzenie sklepów wolnocłowych nie sprawiło, że czas ten przestał się dłużyć. I wyobraźcie sobie, że dalej - w samolocie - mąż autorki dostał niekompletny posiłek!
Oczywiście autor ma prawo pisać o swoich prywatnych sprawach. Papier przyjmie wszystko. Żyjemy w takich czasach, że każdy z nas może być publikowanym autorem jeśli tylko za to zapłacimy. Gdy przeczytałem, że wcześniej wydawcą Anny Korzeniowskiej było sławetne Novea Res powinna zapalić mi się w głowie lampka alarmowa. Mimo wszystko, ignorując zbędne i siermiężnie opisane szczegóły dotyczące tego czy gdzieś się dodzwoniła, albo ile pieniędzy miała w portfelu, postanowiłem brnąć dalej - wszak okładka obiecywała mi poczuć jak to jest podróżować po dzikiej, nieokiełznanej Australii!
I tak to wraz z autorką i jej mężem trafiamy do... zoo! Oto próbka tego, czego możecie się spodziewać w "Australia. Ścieżkami snu.":
"Tego dnia postanowiliśmy wyruszyć do ogrodu zoologicznego Wild Life Sydney, w którym można podziwiać imponujące liczby rodzimych gadów, motyli, pająków, węży i ssaków. Najważniejsze, że daje to możliwość zobaczenia wszystkich najważniejszych zwierząt Australii skupionych w jednym miejscu, ponieważ wbrew pozorom wcale nie jest łatwo ujrzeć je w naturze, zresztą niektóre z nich są bardzo niebezpieczne - i to niebezpieczeństwo często rzutuje na wybór Australii jako celu podróży w przypadku turystów chociażby z Polski. Często słyszałam od znajomych zdanie typu: "nie jedźcie tam, bo pożre was krokodyl albo jakieś inne niebezpieczne zwierzę". Otóż tak, w Australii żyje wiele zwierząt, które są w stanie uśmiercić człowieka, ale moim zdaniem zagrożenie istnieje tylko wtedym gdy człowiek sprowokuje dane zwierzę, aby zaczęło się bronić. Wówczas rzeczywiście człowiek może znaleźć się na przegranej pozycji. Przy przyjaznym nastawieniu i niewchodzeniu z butami na czyjś teren raczej nie może zdarzyć się nic strasznego."
Dalej autorka opisuje jakie zwierzęta widziała w zoo za jedyne 42 dolary australijskie. Sami oceńcie czy w ten sposób rzeczywiście można "poczuć jak to jest podróżować po dzikiej, nieokiełznanej Australii". Ja niestety się rozczarowałem i nie polecam Wam tego przewodnika. Wpisy na podobnym wpisie znajdziecie na dziesiątkach blogów i kont na Instagramie i nie trzeba za to płacić.
W książce znajdziecie też bardzo konkretne informacje, np. dotyczące Aborygenów. Jednak są one zaczerpnięte z innych książek - dlatego ja rekomendowałbym Wam aby sięgnąć po prostu do tej literatury, z której korzystała autorka tego przewodnika. Być może w przeszłości naczytałem się zbyt wiele Kapuścińskiego i dlatego mam zbyt wygórowane oczekiwania od tej gałęzi literatury, ale niestety nic na to już nie poradzę :)
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.