Recenzja pochodzi z bloga MyBooks - Nasze recenzje
Niedługa przyszłość przedstawiona przez autora jest bardzo realistyczna. Ludzie nie szanowali natury, nie liczyli się z jej potęgą - teraz mają jeden wielki problem. Żyją w ciągłym niebezpieczeństwie, zachowując się jak straszone przez wielkiego kota myszy, które dodatkowo zalewa wielki ocean - łapią się wszystkiego, by utrzymać się na powierzchni. Nawet jeśli miałyby się złapać kota, który chce je pożreć i to jedynie kwestia czasu. Ludzie żyją w świecie po katastrofie ekologicznej. W świecie, który prawie całkowicie został zalany przez wodę, której poziom podniósł się po globalnym ociepleniu.
Nie tylko to jest zagrożeniem. Katastrofa ekologiczna zrobiła swoje. Szerzą się choroby, a wirusy cały czas mutują by osiągnąć swój cel. W wyniku eksperymentów większość zwierząt i roślin, które obecnie znamy już dawno wyginęło. Powstają nowe, zmodyfikowane owoce i warzywa odporne na wszelkiego rodzaju choroby, jednak i te cały czas muszą być ulepszane, by nie ulec zarazie. Ciągłe życie w strachu nikomu nie wychodzi na dobre. Ilu z ludzi chciałoby móc cofnąć czas i powstrzymać zagładę? Myślę, że większość - ale tylko Ci co widzą skutki chcą coś zmienić, nikt nie chce zapobiec.
Paolo Bacigalupi bardzo dobrze nakreśla także bohaterów. Ich wygląd, cechy, zachowania. Autor nie szczędzi głębokich opisów bohaterów, jak i wydarzeń przez co książkę mozolnie się czyta. Wiemy jednak sporo o bohaterach, co pozwala nam się bardzo dobrze w nich wczuć. Mam jednak wrażenie, że autor miał problem z opisem emocji, jakie targają bohaterów. Nie mogłam się na przykład dopatrzeć kiedy Anderson jest szczęśliwy, a kiedy smutny - wiedziałam jednak z opisu innych bohaterów kiedy jest zły. Sprawiło to więc że w mojej głowie powstał obraz mężczyzny, który jest cały czas zły, którego złości powinnam się bać. Mając taką jego ocenę, nie wierzyłam w jego dobro i myślę, że karciłam za to innych bohaterów, którzy zauważali tę jego dobrą stronę. Gdy oni kładli po sobie uszy, ja chciałam ich oblać zimną wodą - jak oni mogą się tak chować przed jego gniewem? Bohater przedstawił w książce pozytywnych i negatywnych bohaterów, jednak ta linia między dobrocią a złem była rozległa i nie można było dopatrzeć się tego wprost. Na początku książki mogło się mieć wrażenie, że ktoś jest negatywny, a potem że jest on pozytywny, bądź na odwrót - to było bardzo zagmatwane i czułam się zagubiona w tym wszystkim.
Gubiące były także zwroty nie w naszym języku jak "Un nee chai mai kha?". Potem, po konstrukcji kolejnych zdań można się było domyśleć o co chodzi, jednak burzyło to rytm czytania i wracałam myślami do wcześniejszych momentów szukając wytłumaczenia.
Zainteresowała mnie najbardziej postać Emiko z rasy nowych ludzi, którzy są hodowani z probówek. Naturalni ludzie nie okazują im szacunku, poniżają ich. Emiko to nakręcana dziewczyna - czemu jest tak nazywana? Bo ma mechaniczne ruchy, które nie są płynne i to zdradza ją kim naprawdę jest. Ona sama nie wie czemu taka jest. Mogła być przecież szybka i silna jak nowi ludzie służący w wojsku. Będąc jednak maskotką do towarzystwa nie mogła okazywać sprzeciwu - miała robić to, co wypadało i okazywać szacunek, nie mogła się opierać. Zainteresowały mnie także megodonty. Były to zwierzęta przypominające trochę słonie w dzisiejszych czasach. Były one wykorzystywane do wytwarzania energii w fabrykach.
Język autora jest naprawdę dobry, miałam wrażenie że typowy dla książek z gatunku fantasy. Było tam dużo opisów, specyficzne wyrazy i bardzo dużo wątków w których się gubiłam. Ilość bohaterów i ich historii była przytłaczająca i gdy wszystko się złożyło czułam się przygnieciona wszystkimi informacjami. Książkę więc czytało mi się mozolnie, jednak jestem nią usatysfakcjonowana. Poleciłabym ją jedynie wielbicielom tego gatunku - inne osoby miałyby kłopot w odnalezieniu się w tej książce. Sama gubiłam się czasem w fabule i wracałam do wcześniejszych wydarzeń w danym wątku.
Więcej na blogu:
http://my-books-1220.blogspot.com/