Paolo Bacigalupi to autor, który całkiem niedawno zdobył moją sympatię powieścią „Złomiarz”. Mimo kilku drobniejszych mankamentów byłam usatysfakcjonowana lekturą i czym prędzej chciałam poznać resztę jego książek. Akurat pod ręką miałam „Nakręcaną dziewczynę”, debiutancką powieść Bacigalupiego, która zdobyła kilka słynnych i cenionych nagród, m.in. Nebulę i Hugo 2010. Zachęcona zarówno uznaniem krytyków, recenzentów, jak i zwykłych czytelników, bez zbędnego gdybania i niepotrzebnych obaw, od razu zabrałam się za czytanie.
Anderson Lake jest przedstawicielem koncernu kalorycznego AgriGen na Tajlandię. Uchodząc za dyrektora fabryki sprężyn, tak naprawdę przeczesuje uliczne targi Bangkoku w poszukiwaniu warzyw i owoców, które już dawno zostały uznane za wymarłe. Pewnego dnia spotyka tam Emiko - prześliczną Japonkę, która w rzeczywistości jest nakręcanką, wyprodukowaną po to, by spełniać zachcianki bogaczy. Zalicza się ona do Nowych Ludzi - żołnierzy, niewolników i maskotek do towarzystwa, zepchniętych na margines społeczeństwa. Emiko intryguje Andersona, którego uczucia wobec niej z czasem przeradzają się w obsesję. Tymczasem pośród upału zawiązują się nowe intrygi i polityczne spięcia. Każdy ma własne plany i utajone zamiary, nikt jednak nie jest w stanie przewidzieć niszczycielskiego wpływu nakręcanej dziewczyny.
Paolo Bacigalupi w swoich powieściach kreuje obrazy przyszłości, które równocześnie zaciekawiają, intrygują i przerażają czytelnika. Nie bazuje on na szczęśliwych wizjach świata, upragnionych i utopijnych, którymi może kupić niemal każdego mniej wymagającego czytelnika. W jego utworach spotykamy się z rzeczywistością brutalną i okrutną, która jednocześnie jest aż do bólu prawdopodobna. Drastyczne zmiany klimatu, wzniesienie się poziomu wód, mordercze wirusy - to tylko nieliczne z tragedii towarzyszących ludzkości w powieściach Bacigalupiego. Druzgocące jest to, że do wielu z tych zmian w dużej mierze przyczynili się ludzie, sami sobie szkodząc. Nie wiadomo co nas spotka za kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat. Wizja przyszłości w „Nakręcanej dziewczynie” wcale nie jest tak odległa i jak najbardziej mogłaby mieć miejsce. Choć przyznaję, że jak na razie wolę spotykać ją jedynie na kartach książek.
Podobnie jak w „Złomiarzu”, tak i tutaj mamy do czynienia z niesamowitym oddziaływaniem na wyobraźnię. To całkowicie inna sceneria i warunki, jednak przekaz jest równie intensywny i bogaty w szczegóły. „Nakręcana dziewczyna” to świetna historia, opisana detalami, barwna i wielowątkowa. To kawał naprawdę dobrej literatury, która jest niestety strasznie ciężka w odbiorze. Język jest trudny i naszpikowany obcymi pojęciami, neologizmami oraz zwrotami w języku japońskim, co z początku zniechęca do kontynuowania lektury. Autor od razu rzuca czytelnika na głęboką wodę operując stylem, do którego odbiorca przyzwyczaja się po dobrych kilkudziesięciu stronach. Przyznam, że pierwsze rozdziały „Nakręcanej dziewczyny” były dla mnie sporym wyzwaniem i wciągnięcie się w historię zajęło mi trochę czasu, jednak było warto. Fabuła jest naprawdę godna uwagi i szkoda rezygnować z poznania jej, tylko ze względu trudniejszy język. Dobrze jest stawiać przed sobą nowe wyzwania i poszerzać czytelnicze horyzonty!
Mimo wszystko przed rozpoczęciem przygody z twórczością Paolo Bacigalupiego radzę upewnić się czy na pewno macie wystarczająco dużo czasu, determinacji i chęci, by przebić się przez początek powieści, przez pierwsze mylące wrażenie i w rezultacie otrzymać sporą dawkę świetnej fantastyki. Ja z pewnością wrócę jeszcze do „Nakręcanej dziewczyny”, bo mam wrażenie, że za kilka lat wycisnę z niej jeszcze więcej i będę w stanie bardziej docenić styl autora, który na dzień dzisiejszy jest dla mnie jeszcze odrobinę za trudny. A Was już dziś zachęcam do zapoznania się z twórczością Bacigalupiego. Może niekoniecznie od razu z „Nakręcaną dziewczyną”, ale choćby z krótkim „Złomiarzem”, od którego i ja rozpoczęłam swoją przygodę z tym autorem.