Rzecz dzieje się w niewielkiej miejscowości w Beskidzie Niskim. Jadący spokojną drogą podkomisarz Piotr Durlik z Komisariatu Policji w Dukli zostaje zatrzymany przez przerażonego młodego turystę, który oznajmia mu, że nieopodal, przy strumieniu znalazł martwą kobietę. Kilka minut później w położonej blisko owego strumienia malowniczej chyży po upojnej i zakrapianej nocy budzi się dziennikarz Marcin Stryjkowski i nie dostrzegając w łóżku swojej partnerki wychodzi przed chatę. Tam znajduje jej kusy szlafrok i uśmiechając się w duchu zmierza nad strumień, gdzie spodziewa się ją zastać.
Jak możecie się domyślić - i nie jest to żadnym spojlerem - to właśnie partnerkę Stryjkowskiego odnalazł młody turysta. ale śmierć śmiercią, a zupełnie inną kwestią jest fakt, że zabójca wyrył na nodze kobiety tajemnicze "Z". Warto wspomnieć, że kobieta - nazwijmy ją w końcu - Karolina Malik, to piękna i ceniona historyk. Jej partner natomiast, wspomniany wcześniej Marcin Stryjkowski to lubujący się w historii regionu dziennikarz, a przede wszystkim kochający ojciec i mąż... Marty Stryjkowskiej, córki bogatych i wpływowych ludzi. I to do jej rodziny właśnie należy chyża, w której dziennikarz spędzał nie pierwszy już, upojny weekend z kochanką. Od tego momentu fabuła idzie w dość typowym kierunku - zazdrość, zdrada. Tym bardziej, że auto Marty Stryjkowskiej było widziane nieopodal miejsca zbrodni. czy to jednak nie oczywisty scenariusz? A może przez to, że taki oczywisty, nikt się go nie spodziewa i...? Okazuje się jednak, że kilka miesięcy wcześniej doszło tam do podobnego zabójstwa jednak z racji położenia ciała już na "słowackiej" części Beskidu, miejscowa policja się tym nie zajmowała. Pojawia się więc druga opcja - mieszkający w osadzie Żydowskie (a raczej w lesie, gdzie niegdyś taka wioska istniała) łemkowie, którzy oparli się wysiedleniu. Danił Dzienisz i jego syn Jan. Czy byliby w stanie zabijać? Myślę, że tak. Jaki mieliby motyw? No cóż - to ich ziemie, może nie podoba im się, że turyści urządzają sobie wędrówki po lesie, który uważają za dom, może czują się przez to zagrożeni?
Żeby była ścisłość - nie jestem biegła w geografii, ale mam pewne... schorzenie czytelnicze. Otóż zawsze, gdy czytam książkę, której akcja rozgrywa się w jakiejś mniejszej miejscowości lub takiej, o której nigdy wcześniej nie słyszałam, sprawdzam sobie ją w internecie i na mapach. Nie inaczej było w tym przypadku, więc odkryłam, że coś tu się mocno nie zgadza. Akcja rozgrywa się głównie w Krempnej, wiosce w powiecie jasielskim. Dukla zaś leży w powiecie krośnieńskim, a więc Krempna to zupełnie nie jest rejon podległy komisariatowi, w którym pracuje podkomisarz Durlik. Nie jest to jedyny tego typu kwiatek, ale o ile jeszcze można przymknąć oko na to, że podkomisarz realizuje różne czynności samodzielnie, o tyle sam fakt robienia czegokolwiek w Gorlicach, które już w ogóle nie dość, że nie leżą ani w powiecie krośnieńskim ani jasielskim to jeszcze zupełnie nie leżą na Podkarpaciu tylko na Małopolsce, jest mocną przesadą. Rozumiem, że w obrębie województwa między powiatami może być jakieś połączenie, może nawet być jakiś jeden wspólny komisariat (chociaż szczerze wątpię) ale żaden podkomisarz nie może sobie jechać do innego województwa i aresztować podejrzanego!
To wszystko tak naprawdę i tak nie ma znaczenia jeśli nie zależy wam na takiej skrupulatności lub jeśli nie znacie tej okolicy bo pod ogólnym względem cała fabuła się fajnie trzyma i przede wszystkim wciąga tak, że nie chce się tej książki odłożyć. Ale potem niestety przychodzi rozczarowanie jakim jest zakończenie, bo oto ostatecznie niemal pod koniec książki dzieje się coś dziwnego. Durlik rozmawia sobie ze swoim przełożonym o śledztwie, gdybają sobie i nagle nie wiadomo z jakiej paki wpadają na rozwiązanie. Rozwiązanie, które według mnie jest kompletnie z czapy. Bo było kilka rozdziałów, w których to morderca był narratorem a tam jawił się jako swego rodzaju łowca, a tymczasem ten w sumie nie wiadomo dlaczego zabił te wszystkie osoby. Bo chciał zatuszować jedną z nich? No trochę bez sensu. I w sumie którą? I jeśli tak, to o co chodziło z tym "Z"?
Podsumowując, wydawać by się mogło, że dość dużo narzekam, ale wg. skali serwisu LubimyCzytać oceniłam w cieniu góry na 7 gwiazdek. Uważam, że mimo wszystko niesprawiedliwie byłoby ocenić nisko całokształt pracy włożonej przez autorkę w ten kryminał tylko ze względu na kiepskie zakończenie czy błędy topograficzne. Jak wcześniej wspominałam - spędziłam naprawdę fajne godziny przy tej lekturze i z pewnością sięgnę po kolejne książki autorki. Wam też polecam, bo musicie pamiętać, że opinie o książkach są subiektywne, może Wam spodoba się takie rozwiązanie?