Marzec. Na drzewach pojawiają się pierwsze pączki. W powietrzu czuć nadchodzącą wiosnę. Świeże kolory zaczynają zastępować szarość odsłoniętą przez topniejący śnieg. Ludzie zdają się patrzeć na świat nieco pozytywniej. Mogłoby im się wydawać, że świat im sprzyja, szczególnie młodym, zakochanym i zapatrzonym w siebie. A jednak to właśnie marzec w 1968 roku przekreślił wiele młodzieńczych marzeń i planów. W tym Wiktora i Hanki.
Powieść rozpoczyna się latem 1981 roku od… pogrzebu Katarzyny. Towarzyszymy Andrzejowi, Halinie i Szymonowi, ich młodszemu synowi. Jednak to wielki nieobecny początku jest głównym bohaterem powieści – Wiktor. Kiedy go poznajemy, ma żonę i syna, działa w Solidarności. Jednak wciąż nie dają mu spokoju wydarzenia z przeszłości. Wspomnienia i emocje odżywają szczególnie, gdy w programie telewizyjnym widzi ją.
Hanka przylatuje do Polski w 1981 roku, by wziąć udział w pracach przy renowacji „Panoramy racławickiej”. Każdy zakątek Wrocławia wywołuje w niej emocje i wspomnienia. I cały czas gdzieś na dnie jej duszy drży myśl, a może spróbować go odnaleźć…
Skoro fabuła rozgrywa się w 1981 roku, dlaczego zaczęłam od marca? Ponieważ rok wprowadzenia stanu wojennego to tylko połowa tej historii. Autorka zdecydowała się na prowadzenie narracji dwutorowo. Na drugim planie poznajemy historię głównych bohaterów od samego początku, od momentu ich poznania. Wiktor studiuje na politechnice, Hanka na wydziale humanistycznym. On pochodzi z rodziny, w której nie stroniło się od tematu wojennych, politycznych, w której każde pokolenie zaangażowane było w walkę o niepodległość. Z kolei Hanka wychowana została niejako pod kloszem. W jej domu nie rozmawiało się o polityce, a jej rodzice nigdy nawet nie wspominali o swojej przeszłości. Sama czuje, że coś jest nie tak, ale nie do końca potrafi to nazwać. Dopiero poznanie z Wiktorem w pełni otwiera jej oczy na wszystko, co dzieje się dookoła.
Tę dwójkę od pierwszego wejrzenia łączy uczucie. Z czasem angażują się także wspólnie w walkę o wolność słowa, dostęp do prawdy… o Polskę. Robią to, co uważają za słuszne. Nie wiedzą jeszcze, jakich wpływ to będzie miało na ich życie, na życie ich rodzin, na ich relację…
Tym razem sceną, na której rozgrywają się kolejne wydarzenia, jest Wrocław, który pojawił się już pod koniec drugiego tomu. To zdecydowanie plus tej książki. Zazwyczaj, jeśli mówimy o wydarzeniach z PRL-u, pojawiają się te najbardziej sztandarowe dla nich miejsca. Czyli w tym przypadku byłaby to Warszawa. A przecież strajki w Marcu ’68 odbywały się nie tylko tam.
Czy akcja prowadzona dwutorowa mi się podobała? To skomplikowane pytanie. Pozostawiając z boku cały kontekst – tak. Taki wybór w oczywisty sposób pozwolił na pokazanie więcej z prawdziwych wydarzeń, ale też na stworzenie pełniejszej historii bohaterów. Jednocześnie jednak miałam problem, żeby zaprzyjaźnić się z tym sposobem narracji, ponieważ dwa poprzednie tomy przyzwyczaiły mnie do czegoś zupełnie innego. Lubię, kiedy kolejne części cyklu łączy także jakiś smaczek w formie, tak jak w Wietrze ze wschodu Marii Paszyńskiej.
Czy powieść polecam? Zdecydowanie tak! Tak samo jak całą trylogię „Wojny i miłości”. To pełne historie z dobrze wykreowanymi bohaterami, w których nie ma ani luk w fikcyjnej fabule, ani w historii. Polecam ten tom również mocno ze względu na temat. II wojna światowa została przedstawiona już niemal w każdy możliwy sposób, a po wydarzenia powojenne – marzec, grudzień, stan wojenny – autorzy wciąż bardzo rzadko sięgają. Mam nawet wrażenie, że była to moja pierwsza lektura, która sięgała właśnie po jedno z tych konkretnych zdarzeń, inne były po prostu umiejscowione w szeroko pojętym PRL-u. A przecież nie możemy zapominać o tych zdarzeniach. Może to dopiero musi dojrzeć…