Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
„Morowa marynarska wiara,
szczęsny jej życia los,
nie to, co z lądu armia szara,
która ma pusty trzos!
Marynarz w dzień się bawi,
w hamaku w nocy śpi (tra, ra, ra),
czy to na Bałtyku, czy na Atlantyku,
ze swego losu drwi.” *
Iluż ludzi uwiodły słowa takich piosenek i uwierzyli w szczęsny marynarski los? A na ile spełniły się ich wyobrażenia?
Czy Zbyszka Piekarskiego, 19-letniego ucznia szkoły morskiej w Tczewie, też zauroczył romantyzm żaglowców i marzył o zwiedzaniu świata i przygodach? Czy zwyczajnie wziął przykład ze starszego o 3 lata brata?
Małgorzata Karolina Piekarska, stryjeczna wnuczka Zbyszka, miała 19 lat jak przeczytała zachowane w rodzinnym archiwum jego listy, pisane ponad 60 lat wcześniej do rodziców i brata. Pierwszy list ma datę 8 luty 1923, ostatni – 16 listopad 1924. Okres niespełna dwóch lat życia, niewiele ponad rok bycia uczniem szkoły morskiej.
Przeczytała je jako uzupełnienie czytanej wówczas książki „Znaczy kapitan” Karola Olgierda Borchardta – przecież na dowodzonym przez kapitana „Lwowie” pływali jej stryjeczni dziadkowie, Czesław i Zbigniew Piekarscy. Zachwyciła się autentycznością listów, wspominaniem osób znanych jej z książek Borchardta, sposobem zwracania się do osób starszych, szczegółowymi opisami dni w szkole i zajęć, podaniem ówczesnych cen różnych produktów, dowcipem piszącego.
A potem poznała zakończenie historii Zbyszka i uznała, że trzeba ją opisać, od pierwszego listu po koniec jego życia. Aby pamięć o nim nie przepadła.
Zebrała razem wszystkie 61 listów, trochę poprawiła, dodała notatki o osobach z rodziny, zdjęcia ze szkoły morskiej i rodzinne; w prologu i epilogu wyjaśniła co nią kierowało przy tworzeniu książki, czemu ujawniła to, co można uznać za rodzinną, prywatną historię.
Do tej książki najpierw przyciągnęła mnie okładka – oszczędna w środkach, a zwracająca uwagę – zdjęcie młodego marynarza, na tle ręcznie pisanego listu, całość w szaro-niebiesko-zielonych barwach morskiej wody.
Do tego zauważyłam w opisie wydawcy nazwiska legendarnych kapitanów, Konstantego Maciejewicza i Mamerta Stankiewicza zwanego „Znaczy kapitanem”, nazwiska znane mi od lat.
Bo i mnie oczarowały żaglowce - a zaczęło się od przypadkowego przeczytania broszurki opisującej historię „Daru Pomorza”. Miałam wtedy 11 lat i świat żeglarstwa zafascynował mnie na długo; przeczytałam dziesiątki książek, z książkami Borchardta na czele.
Ta książka jest inna niż one wszystkie; przedstawiona w listach Zbyszka rzeczywistość dość mocno różni się od tej, o której czytałam wcześniej. I jest to naturalne, bo każdy ma swój odbiór świata i własne zdanie, a poza tym myślę, że Zbyszek jako człowiek bardzo wrażliwy, kochający swoich najbliższych, tęskniący za nimi, grzeczny i dobrze wychowany, z trudem radził sobie z rozłąką z najbliższymi i trudami marynarskiego życia.
Nie sadzę, by przypuszczał, że ktokolwiek poza adresatami przeczyta jego listy, toteż nie ma w nich rzeczy dla niego i rodziny oczywistych, a dla czytelnika książki nie – np. czemu wybrał tę szkołę, czy nie żałował swego wyboru, co kryło się za grzecznościowymi formułkami i dobrym wychowaniem. A zakończenie historii wskazuje, że nie było dobrze ...
Książka-dokument – warta przeczytania, pomyślenia, poznania jak różnie układa się życie. I zachęcająca do serdecznego spojrzenia na innych: czy na pewno wszystko jest u nich w porządku? ...
* Piosenka powstała w Szkole Morskiej w Tczewie w roku 1920, a autorem tekstu utworu jest kpt. Tadeusz Dębicki, znany później poeta i marynista.