Dzisiaj miałam okazję odbyć trzecie spotkanie z pisarką Anne Holt. Jakie było? R e w e l a c y j n e.
Kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi za listonoszem, zaczęłam czytać. Bardzo czekałam na tą powieść i bardzo chciałam się nie rozczarować. Przewracałam stronę za stroną, żeby szybko dowiedzieć się, jak zakończy się historia, i czy komisarz Hanne Wilhelmsen podoła zadaniu. Z bólem serca zamknęłam książkę, chciałam jeszcze, chciałam więcej. Po raz pierwszy chyba kryminał pozostawił we mnie takie uczucie niedosytu. I to uczucie nie było spowodowane bynajmniej brakiem informacji, wydarzeń, wynikało raczej z pragnienia spędzenia kolejnych godzin z panią komisarz.
Na czym polega genialność kryminałów Anne Holt? Na tym, że akcja posuwa się powoli, by potem przyspieszyć i zaskoczyć czytelnika. Tym razem śledztwo ciągnie się, zmylano tropy, podejrzewani się zmieniają, chociaż na początku wydawało się wszystko takie oczywiste. Jednak, gdybyśmy na samym początku znali przestępcę i wszystko byłoby takie proste i jasne to nie mielibyśmy takiej wciągającej powieści, która nawet na krok nie pozwala od siebie odjeść. A jeśli już ci się to uda, to masz wyrzuty sumienia i czym prędzej wracasz do lektury. Na końcu wszystko nabrało rozpędu, pojawiały się nowe fakty, które prowadziły do rozwikłania kryminalnej zagadki, ale czy aby na pewno?
Muszę stwierdzić, że znowu miałam okazję zobaczyć panią komisarz, która kocha swoją pracę i ma ciężki orzech do zgryzienia. Musi dowiedzieć, kto jest mordercą wychowawczyni w domu dziecka. Przesłuchiwani plączą się zeznaniach, w ostatniej chwili przypominają sobie o detalach, które mogą wnieść coś nowego w śledztwo. Czy mimo to pani komisarz odnajdzie sprawcę brutalnego zabójstwa? A może splot przypadkowych wydarzeń uniemożliwi jej dojście do celu?
Zarówno w tej części, jak i w dwóch poprzednich pisarka uraczyła mnie dobrą historią, która dotyka trudnych tematów, o których boimy się rozmawiać. Poznajemy historię grubego, brzydkiego chłopca, Olava, który jest nadpobudliwy, agresywny. Nie umie rozróżnić dobra od zła. Zostaje odebrany matce, która mimo wszystkich jego wad go kocha, i przekazany do domu dziecka. Tam nie potrafi się odnaleźć, dlatego w noc morderstwa ucieka z domu dziecka, bo z całego serca znowu chce znaleźć się w domu. Autorka trafnie ukazuje rozterki matki, która nie potrafi sobie poradzić z własnym dzieckiem, nie umie mu tez pomoc. Stara się, ale z marnym skutkiem.
Autorka kolejny raz roztrząsa kwestię homoseksualizmu głównej bohaterki. Hanne Holt dalej nie potrafi i nie chce przyznać się przed światem, że jest homoseksualna. Wydaje się, że próbuje przełamać tę barierę, ale na próżno szukać w niej drastycznych zmian. Zawsze się czegoś wstydzi i boi. Nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu. Pewnie dla dobra związku starałabym się zmienić swoje nastawienie. Ale czy by mi się to udało? Trudno powiedzieć. Ponadto, bohaterka wraz ze swoją partnerką rozmawiają o posiadaniu potomstwa. Hanne jest przeciwna, ze względu na dziecko, które by cierpiało mając dwie matki. Natomiast jej połówka pragnie dziecka i nie uważa, żeby posiadanie przez nie dziecka było dla kogokolwiek krzywdzące. W tej sytuacji zawsze będzie ktoś poszkodowany, a tylko jedna osoba będzie usatysfakcjonowana.
Bez wątpienia, dla par homoseksualnych jest to bardzo ciężki temat, zwłaszcza dla kobiet, u których odzywa się instynkt macierzyński. Wtedy już nic innego nie jest ważne, tylko dziecko. Brak potomka dla kobiety, która o niczym innym nie marzy niż o własnych malutkich dwóch rączkach i malutkich stópkach, jest bolesny.
Mimo trudnych tematów, nie sądziłam, że lektura przyniesie mi tyle radości, i że przeczytam ją tak szybko. Z niecierpliwością oczekuję na dalszy ciąg. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do przeczytania tej pozycji.
Masz ochotę na dobry, skandynawski kryminał, gdzie nie wszystko jest takie jak się nam wydaje, że jest? ” Śmierć demona” będzie wymarzoną lekturą. Wygłodniały fan kryminałów znajdzie to, czego potrzebuje. Polecam i jeszcze raz polecam.