"Uśpione królowe" autorstwa Hanny Greń to pierwszy tom serii "W Trójkącie Beskidzkim" z nadkomisarzem Konradem Procnerem i komisarzem Marcinem Cieślarem w rolach głównych. To na co zwróciłam uwagę na samym początku to umieszczenie akcji książki w Beskidach, głównie w Wiśle, o której zapewne słyszeli wszyscy fani skoków narciarskich i nie tylko. Procner i Cieślar to nietuzinkowy duet policyjny, tak różny od siebie jak to tylko możliwe, dlatego wielu czytelników zapewne zastanawia się "jakim cudem oni się przyjaźnią?", lecz o dziwo ta znajomość "zdaje egzamin" nie tylko w aspekcie zawodowym, ale i w prywatnym.
Nie ma ciekawego mężczyzny, bez jeszcze ciekawszej kobiety, a przyjaciółki Zena i Petra jak można się domyśleć partnerki życiowe owych policjantów są wyjątkowe począwszy od dziwnych imion po urodę na charakterze skończywszy. Kreacja niemalże wszystkich bohaterów wyszła autorce przyzwoicie.
Idąc dalej w pozytywną stronę to bardzo mile zaskoczyło mnie wykorzystanie miejscowej gwary, co wydawać by się mogło oczywistością, gdy miejsce akcji umieszczone jest na terenie gdzie społeczność mówi odmiennym "językiem". Jeśli już wspomniałam o języku to dodam tylko, że jest on bardzo przystępny i przez książkę się wręcz "płynie". Także nie zdziwcie się jak w jeden wieczór zobaczycie ostatnią stronę.
Teraz nadszedł czas na minusy, które niestety były i to bardzo widoczne:
- zbyt szybkie tworzenie się par, oraz zakochiwanie się w sobie niemalże wszystkich mężczyzn i kobiet w podobnym wieku, ja rozumiem sympatię, powolne poznawanie się, ale żeby od razu miłość i to wszyscy praktycznie w tym samym momencie?
- zafiksowanie się (tak nie boję się tego słowa) na seksie, przez 3/4 książki osoby właśnie tym się zajmują, a pozostały czas poświęcają na odnalezienie zabójcy młodych kobiet i jednego przypadkowego faceta, a wydaje mi się, że powinno być na odwrót ( co z tego, że morderca tam gdzieś się kręci, chodźmy do łóżka!)
- wzajemna interakcja między Petrą i Konradem, którą pozwólcie, że zostawię bez komentarza
- zachowanie policjantów, którzy bez pomocy ekstrawaganckiej Petry nie ruszyliby ze śledztwem do przodu przez najbliższe 100 lat, (obraz policji ukazany w tej książce może świadczyć o tym, że autorka musi naprawdę nie lubić policjantów).
Na koniec chciałabym przybliżyć Wam sylwetkę mordercy zwanego Hypnos lub jak wolicie Sprzedawca Snów, o którym nie wiem co myśleć. Z jednej strony wyprawia naprawdę makabryczne rzeczy, z drugiej zaś współczują mu nawet główni bohaterowie, a historia która się za jego zachowaniem kryje pozwala zrozumieć, dlaczego może to współczucie się pojawiać.
Podsumowując: "Uśpione królowe" to nie jest książka pozbawiona wad, nie jest także według mnie dobrym wyborem dla kogoś kto podobnie jak ja czeka na ten element zaskoczenia, bo kryminałów przeczytał w swoim życiu już bardzo wiele. Książka miała potencjał bycia inną niż wszystkie, lecz niestety "coś nie pykło", dlatego ten tytuł poleciłabym komuś kto przy czytaniu stawia przede wszystkim na bohaterów i nie przeszkadza mu rozbudowana część obyczajowa w kryminałach. Ja bawiłam się przy tym tytule całkiem nieźle i dam szansę pozostałym książkom z serii.