uzyka zajmuje specjalne miejsce w moim sercu.Potrafi poruszyć mnie w taki sam sposób jak literatura. Myślę, że właśnie dlatego tak bardzo miłuję biografie muzyczne. To szalona, cudowna, magiczna mieszanka słowa pisanego i dźwięku, która sprawia, że zupełnie odrywam się od rzeczywistości i tkwię w słodkim stanie zapomnienia. Do czytania biografii nie potrzebuję wygodnego fotela, kubka herbaty czy słodyczy pod ręką, pochłaniam je gdziekolwiek jestem, o jakiejkolwiek godzinie, jednak uwielbiam czytając słyszeć w tle dźwięki piosenek, o których powstawaniu właśnie się dowiaduję. Zdarza się, że po przeczytaniu o historii i okolicznościach powstania danego utowru diametralnie zmieniam podejście do niego, znajduję ukryte znaczenia, te same dzwięki brzmią zupełnie inaczej. Kocham to poznawanie, odkrywanie na nowo czasem zupełnie już zapomnianych rzeczy. Poza tym, a może prze wszystkim wspaniale jest móc poznać chociaż odrobinę tej codziennej, zwyczajnej strony moich bogów.
„Naprawdę nigdy nie byłem nikim innym niż byłem- muzykiem folkowym, wpatrującym się załzawionymi oczyma w szary tuman, układającym pieśn wznoszącą się w fosforyzującej poświacie”
-Bob Dylan “Moje kroniki”
Autobiografia to coś czego nie potrafię przyrównać do żadnej innej techniki literackiej. To najbardziej osobista, intymna, prawdziwa możliwa forma opowiedzenia o sobie. To niesamowite źródło informacji i ogromu uczuć.
Kiedy pewnego mroźnego wieczora, przetrząsałam półki w pobliskiej bibliotece w nadzieji na znalezienie czegoś ciekawego, aż krzyknęłam z radości widząc na jednym z wielu regałów książkę “Moje kroniki” Boba Dylana. Już po chwili trzymałam ją w swoich rękach, cały czas znajdując się w ekstazie, za chwilę miałam poznać choć strzępek myśli zamkniętego w sobie Dylana.Popędziłam do domu i już w spokoju mogłam upajać się lukturą. Starałam się ten czas za wszelką cenę wydłużyć, czytając po kilka razy jeden rozdział, wypisując tysiące pięknych cytatów na rogach zeszytów, porównując wydarzenia opisane przez Dylana z tymi spisanymi przez obserwatora. Właśnie, warto przed sięgnięciem po tą pozycję zaznajomić się z którąś z biografii tego poety i muzyka, nie przywiązuje on bowiem wagi do chronologii czy przełomowych wydarzeń z jego życia. Wspomina, opowiada, powraca do idyllicznych wspomnień z dzieciństwa by zaraz opowiedzieć nam jak bardzo podli potrafią być ludzie. Przetrząsa swoje wspomnienia, wybiera te, które uważa za istotne, nie dla zrozumienia jego fenomenu, dla zrozumienia jego samego. To piękna opowieść, w której Dylan otwiera siebie dla nas. I choć jestem pewna, że wiele wątków i tajemnic pozostało nieodkrytych to wspaniale było poznać go z innej strony.
Bardzo ubolewam nad brakiem polskiego przekładu dalszych części, ta lektura bardzo na mnie wpłynęła i pozwoliła mi poznać wielu nowych muzyków czy pisarzy, Wiem na czym wzorował się Dylan, wiem co myślał o swojej sławie, wiem dlaczego napisał “Blowin' in the wind”. To ja siedziałam z nim w komórce w ogrodzie, gdy powstawały jego najlepsze przeboje i to ja spacerowałam z nim ulicami Nowego Jorku szukając odpoczynku i obserwując ludzi. Mogłam upajać się pięknym językiem i poznać, choć trochę, legendę, boga, Boba Dylana.