Zakończenie poprzedniego tomu sprawiło, że nie mogłam doczekać się kontynuacji. Gdy tylko pojawiła się data premiery, moje oczekiwanie jeszcze bardziej wzrosło. Powieści może nie były idealne, ale bardzo mnie wciągnęły i koniecznie chciałam poznać dalsze losy Poppy i Casteela. Przez długi czas byłam też przekonana, że Wojna dwóch królowych to ostatni tom, ale z tego błędu zdołałam już się wyprowadzić.
Książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza, gdy Poppy i Casteel są rozdzieleni oraz druga, gdy już się spotkali. Zacznę od tej pierwszej, gdy nasza bohaterka sama musiała poprowadzić Atlantów do walki, mierzyć się z rozterkami dowódcy, planować i poprowadzić atak. Okazało się, że świetnie sobie z tym radzi, choć nie wszystkie decyzje są łatwe do podjęcia. Ma przy sobie przyjaciół, którzy nie tylko ją wspierają, ale też służą radą, co dużo jej ułatwia. No i ma też drakenów, a dokładnie Reavera, o którym wspomnę później. Podobało mi się, jak Poppy stała się dojrzałą, odpowiedzialną kobietą, która się nie załamuje, tylko z podniesioną głową stawia czoło przeciwnością. Od samego początku była to silna bohaterka, ale w tej części naprawdę sporo zyskała. Dzięki perspektywie Casteela mogliśmy się też dowiedzieć, co słychać u niego, ale... To akurat według mnie był kiepski zabieg, ponieważ Atlant nie miał zbyt wiele do powiedzenia, a jego myśli i tak krążyły tylko wokół Poppy i jej zajebi******.
Druga część była już niestety równią pochyłą w dół. Kiedy Poppy i Casteel się połączyli zrobili to dosłownie. I to nie raz. I nie dwa. Cała druga połowa opierała się głównie na ich zbliżeniach, czego nie dało się czytać. Tak, jak zazwyczaj, im bliżej końca tym trudniej oderwać się od książki, tak tutaj niestety trochę musiałam się zmuszać, żeby ją dokończyć. Niektóre sceny wydawały mi się naciągane, inne kompletnie niepotrzebne. Zajmowały tylko miejsce i czas. Sceny zbliżeń pojawiały się w takiej częstotliwości, że można było mieć poczucie, że nasi bohaterowie nie robią nic innego. Nawet wątek fantastyczny, który do tej pory mocno trzymał mnie przy książce, tutaj mocno ucierpiał i zwyczajnie zaczął nudzić. Liczne zwroty akcji, które tak naprawdę nie były żadnymi zwrotami akcji, a do tego powielały schemat z poprzednich tomów bardziej nudziły niż wzbudzały jakiekolwiek emocje. A zakończenie? No cóż... Dało się je przewidzieć, aczkolwiek może nie w tych rozmiarach. Co jednak nie zmienia faktu, że rozmiary zakończenia tak właściwie wcale mi się nie podobały. Było to zbyt spektakularne.
Jeszcze parę słów o TEJ scenie. Było o niej głośno jeszcze przed wydaniem książki, więc z lekkimi obawami czytałam tę książkę. Niby wiedziałam, co ma się wydarzyć i byłam na to przygotowana. Autorka przez całą powieść też nas do tego przygotowywała, bo relacja pomiędzy Poppy i KIeranem (a później też Casteelem) stała się w tym tomie bardzo bliska, aczkolwiek wciąż uważam to za przesadę, która zwyczajnie nie pasowała do tych bohaterów. Podczas czytania miałam wrażenie, że to jest to mocno wymuszone i że sama autorka nie była do końca przekonana, aby to pisać. Do tego sam opis tej sceny był tak tragiczny, że czułam wielkie zażenowanie. Myślę, że ta scena również sprawiła, że wielu fanów tej historii jeszcze bardziej się do niej zniechęciła. Przynajmniej ja tak miałam - powoli jestem na granicy i pewnie po kolejny tom sięgnę, może nawet przeczytam tę opowieść do końca, ale bardziej dlatego, że już jestem po czwartym tomie i po prostu żal mi przerywać, niż dlatego że tak mi się ona podoba.
Ale żeby nie było, że tylko krytykuję, to muszę też coś pochwalić. Zdecydowanym MVP tej książki zostaje Reaver! Jego sarkastyczne wypowiedzi, nonszalancki styl bycia i przekonanie o własnej wyższości było przecudowne. Był z niego cham i prostak, ale można było na nim polegać, a każde jego wypowiedź czy zachowanie sprawiało, że uśmiechałam się czy wręcz wybuchałam śmiechem. Zdecydowanie jest to mój ukochany bohater i mam nadzieję, że nie zmieni się w kolejnych tomach. Autorka ma wyjątkowy talent do psucia męskich postaci. Najpierw popsuła Casteela, później Kierana, mam nadzieję, że przynajmniej Reaver się przed tym uchroni.
Niestety, ale mam wrażenie, że każda kolejna część tej opowieści jest słabsza od poprzedniej. Gdzieś w Internecie ktoś porównał tę książki doMody na sukces i zgadzam się z tym porównaniem. Relacje między bohaterami są tak poplątane, że ciężko się w tym wszystkim połapać. Autorka w każdej części zmienia kim jest Poppy, z kim kręci/kręciła Isbeth itp. Ogólnie można się w tym pogubić i wcale nie uważam tego za "fajne zwroty akcji". Dla mnie ta historia jest po prostu coraz bardziej naciągana i szkoda, że ciągnie się na tyle tomów.