"Hotel w Zakopanem" to moje drugie, po "Tajemnicy Florentyny", spotkanie z duetem autorskim Maria Ulatowska i Jacek Skowroński. Stolica Tatr w tytule powieści to dla mnie wystarczająca zachęta do sięgnięcia po książkę, ale mając w pamięci poprzednio czytaną "Tajemnicę Florentyny" spodziewałam się emocjonującej historii kryminalnej z Tatrami w tle. A tymczasem opowieść tak bardzo rozminęła się z moimi oczekiwaniami, że aż mi przykro. Niestety tym razem autorzy kompletnie nie trafili w mój gust, nie było piękna tatrzańskich krajobrazów, ani wartkiej akcji. Już dawno tak się nie umęczyłam przy lekturze. I gdyby nie fakt, że staram się nie porzucać rozpoczętych książek, to zapewne nie dotrwałabym do końca tej historii.
Chyba najbardziej przeszkadzała mi "porwana" fabuła, która momentami wcale się nie klei, a postaci przedstawiane są ogólnikowo i wyrywkowo. Jakoś się to nie spina, brakuje spójności, chociaż moim zdaniem najgorzej wypada początek. Mniej więcej po przeczytaniu stu stron oderwane wątki powoli zaczynają łączyć się w całość za sprawą otwarcia najnowocześniejszego i najbardziej ekskluzywnego hotelu "Agrafka" położonego u wylotu Doliny Białego. I choć kocham góry, lubię ciekawie skonstruowane intrygi kryminalne, a i wątek kradzieży dzieł sztuki zapowiadał się obiecująco, to opowieść nie przypadła mi do gustu. Moim zdaniem zabrakło konsekwencji, potencjał nie został wykorzystany, a lektura mocno się dłużyła. Ze znacznej części monologów i przemyśleń tak naprawdę nic nie wynikało - wydawały się zupełnie zbędne. Intryga natomiast została tak mocno zagmatwana, że jej rozwikłanie wymagało mnóstwa cierpliwości. Być może autorzy tak bardzo chcieli uatrakcyjnić spisek, że aż przekombinowali. Do tego miałam wrażenie jakby akcja dosłownie stała w miejscu, co w przypadku historii kryminalnej po prostu się nie sprawdza. Zabrakło dynamiki, zwrotów i elementów zaskoczenia.
Początkowo wraz z parą policjantów Ilją i Sebastianem wybieramy się do Łeby, gdzie agentka zostaje porwana przez pewnego mafioza. Potem akcja niespodziewanie przenosi się na południe, do stolicy Tatr i tutaj bierzemy udział w inauguracji "Agrafki". Przy tej okazji w hotelu odbywa się wystawa unikatowych eksponatów i drogocennych kamieni,. Jest wśród nich diament Szeherezad Pink. Na liście gości widnieje Sebastian wraz z Mirką - swoją nową policyjną partnerką i oboje odgrywają rolę zainteresowanego tematem małżeństwa. Ale uwaga... niespodziewanie okazuje się, że uprowadzona Ilja od jakiegoś czasu przebywa również w tym prominenckim hotelu. Sprawą interesuje Interpol, który rozpracowuje plagę zuchwałych kradzieży dzieł sztuki na skalę europejską. W międzyczasie mamy też wątki polityczne, ale niestety próżno czekałam na ich rozwinięcie.
W jaki sposób porwanie Ilji łączy się z otwarciem hotelu i wystawą drogich klejnotów przeczytacie w książce. Co wydarzy się podczas inauguracji hotelu? Kto stoi za tymi brawurowymi kradzieżami?
Muszę przyznać, że zdecydowanie wolę powieści pani Marii, które pisała jednoosobowo. "Hotel w Zakopanem" to przegadana powieść z niewykorzystanym potencjałem. Tutaj spodobał mi się pomysł oraz... przepisy na góralskie przysmaki - kwaśnicę i moskole - zamieszczone na końcu książki. Reszta niestety rozczarowuje.