Jeśli komuś się wydaje, że Cesarstwo Rzymskie upadło w V wieku naszej ery, to mu się tylko wydaje. Ono jeszcze jakieś tysiąc lat żyło sobie w najlepsze nad brzegami Bosforu i tylko dlatego, że tak było, w sensie, że przetrwało szmat czasu, my, to w tzw Europie Zachodniej mieliśmy Renesans. No i gdyby nie czwarta krucjata, kiedy to zacne rycerstwo Europy złupiło goszczący ich i będący sojusznikiem Konstantynopol. Co się wtedy zacni krzyżowcy z naszej części kontynentu nałupili, to ich. Po tym Konstantynopol osłabł znacznie, a naukowcy i księgi zaczęli przemieszczać się na Zachód, w naszą stronę, dając impuls do rozwoju intelektualnego i do pojawienia się renesansu.
Ale to nie to tym ta recenzja. Ja tylko tak mało dyskretnie przypominam, że to, czego uczą nas w szkole, to w najgorszym razie propaganda i kocopały, w najlepszym niesamowite uproszczenia, których potem się trzeba oduczać, jeśli człowiek coś ze świata chce zrozumieć.
No, ale do meritum.
A meritum to książka nieprzesadnych rozmiarów, napisana przez dwóch naukowców związanych z Uniwersytetem Łódzkim: Mirosława J. Leszka i Szymona Wierzbińskiego „Wodzowie Zenona i Anastazjusza I”.
Jeśli interesuje Was Bizancjum - to wydawnictwa UŁ ucieszą Was niezwykle. Uczelnia ma całą serię poświęconą historii i postaciom związanym z Konstantynopolem.
Wszystkie książki są popularnonaukowe, ale tego typu pozycje to hmmm jakby to powiedzieć… całe spektrum podejść i języków. Innymi słowy popularyzacja niejedno ma imię i koniec. Są lżejsze popularyzacje i takie bardziej wymagające intelektualnie.
Książki z serii „Bizantina Lodziensia” to wśród książek wiedzę popularyzujących waga ciężka.
Wodzowie Zenona i Anastazjusza I” nie są wyjątkiem.
Ale jaka to ciekawa książka!
Uświadamiająca braki w wiedzy, pokazująca tropy do rozpoznania, pokazująca bibliografię do poczytania. Najpiękniejsze w niej jest to, że przypisy na niektórych stronach, uzupełniające treść o źródła i informacje dodatkowe, nieraz równie smakowite jak te zasadnicze, zajmują więcej miejsca niż zasadniczy tekst! I ja to w pełni popieram!
Co jeszcze mogę powiedzieć o samej książce? Uświadamia, jak trudno jest pokazywać historię sprzed tysiąca pięciuset lat. Dokumenty giną, ludzie zapisują czasem skrawki wiedzy, ważne dla nich, ale czasem niezrozumiałe dla nas. Historyk musi przegrzebać się przez niejedno źródło, żeby móc wiarygodnie choć przybliżyć się do prawdy. A i tak historia to suma niewiadomych.
W „Wodzach Zenona i Anastazjusza I” Leszka i Wierzbiński zapraszają czytelniczkę do wejścia w labirynt polityki Bizancjum. Niewiele było okresów historycznych w których państwo to nie podlegało ciśnieniu od zewnątrz i od wewnątrz. Okres, którzy autorzy wzięli na warsztat nie był ani najgorszy, ani najlepszy. Cesarze się zmieniali, bunty wybuchały, polityczne ambicje rosły lub umierały wraz z politykami. Wrogowie zewnętrzni wykorzystywali tarcia wewnętrzne, a buntownicy - momenty, gdy władza cesarska zajmowała się obroną granic.
Taki jest kontekst, na tle którego Leszka i Wierzbiński pokazują aktorów pierwszego i drugiego planu. Wodzów, liderów, domniemanych cesarzy, buntowników, ofiary. I często wszystkie te określenia pasują do jednej osoby. Tak, to były ciekawe czasy.
Jeśli zatem lubicie historię Bizancjum i macie ochotę na lekturę wagi cięższej o sięgnijcie po „Wodzów Zenona i Anastazjusza I” Mirosława J. Leszki i Szymona Wierzbińskiego. Warto!
Dziękuję portalowi
nakanapie.pl za możliwość zrecenzowania książki.