Zanim przeczytałam „Psychologię wojny” Leo Murray, za najlepszą książkę o psychologii wojny i zabijania uważałam „On killing” płk. Dave’a Grossmana. Po przeczytaniu książki Murraya w dalszym ciągu uważam, że wydana po raz pierwszy w 1995 roku książka Grossmana jest najlepszą pozycją o zabijaniu i jego psychologii, jaką znam.
To nawet nie chodzi o to, że „Psychologia wojny” jest zła.
Nie jest.
Jest po prostu nudna, banalna i nauka w niej przekazana jest… no prawie jej nie ma. Dodatkowo Autor pisze o jakichś klubach, spotkaniach, kolesiach i kolesiówach, sprawiając, że raz czy dwa pomyślałam, że ta cała wojna - i to bynajmniej nie od strony cywilnej/politycznej, tylko od strony włączania psychologii w proces decyzyjny - jest oparta na układach i kolesiostwie. Na widzimisię i rozmowach przy alkoholu.
Prawdopodobnie to taki zabieg, żeby czytelnicy pomyśleli, że autor i reszta jego minionów to równe chłopy, ale na mnie to nie zadziałało.
Czyli po pierwsze wkurzył mnie sposób narracji. A w książkach - przyznajcie lub zaprzeczcie - narracja ma znaczenie.
Po drugie wpienił mnie brak bibliografii i przypisów.
Jeśli piszesz książkę, która jest podobno naukowym wprowadzeniem w psychologię zachowań człowieka w czasie walk i konfliktów zbrojnych, to na Chaos i jego dzieci! - daj przypis i bibliografię, bo inaczej pomyślę, że napisałeś to spod palucha! I co, że to dotyczy wojny? Wszystko jest clasified? Tajne i poufne? Cywilne badania też? Halo! Jest to o tyle ważne, że Autor kryje się pod pseudonimem i tak w zasadzie to nie wiem, czy to, co pisze to mitomańskie pitu-pitu, czy na serio jest psychologiem współpracującym z wojskiem i to, co opisuje widział i badał. Nie takie rzeczy już ludzie wymyślali. Muszę wierzyć na słowo, że jest specjalistą, a brak przypisów i bibliografii nie ułatwia mi sprawy.
Po trzecie - minus za użycie przykładów.
Już mówię, o co mi chodzi. Otóż każdy z rozdziałów Autor zaczyna od relacji bezpośredniego uczestnika konfliktu zbrojnego: żołnierza, podoficera, czasem nawet dowódcy. Owszem, ciekawie jest zajrzeć do umysłu człowieka, który dopiero co wyszedł z piekła. I owszem - psychika się nie zmienia i w sumie na ostrzał muszkietowy reaguje tak samo jak na ostrzał z drona, ale no ludzie, no! Nie przesadzajmy z tą archaicznością przywoływania doświadczeń, zwłaszcza w sytuacji, gdy obecnie nie ma roku, żeby gdzieś NATO nie było na wojnie z kimś i przykładów - współczesnych, z którymi łatwiej się utożsamiać - jest mnóstwo!
Miałam wrażenie, że mole jedzą materiał dowodowy Autora, tak jest przeczasiały. Nie, żeby to nie było ciekawe - szczególnie właśnie w kontekście uniwersalności pewnych doświadczeń i historii jako takiej, ale przepraszam: współczesność?
Jak już się tak czepiam, to powiem, że z przykładów to jeden był ciekawy i chyba także najnowszy - z 2004. Taka spisana opowieść/zeznanie podoficera, który wiedział, że rozkazy się zmieniły, ale którego mózg tego nie przyjął tego do wiadomości, w efekcie czego informacji nie puścił dalej, w dół, i jego zespół ostrzelał własne pozycje, nie wroga.
Po drugiej stronie jest jeden taki przykład, który nie był nawet opisem prawdziwej sytuacji, bo był raczej zmyślony - co zresztą Autor przyznaje, więc pytam się, po co go włączać?
A reszta… no tak, no, lekcja historii, nie psychologia wojny.
Po czwarte - jak większość takich książek i ta jest beznadziejnie „zachodniocentryczna”.
Jeśli mówi się o psychologii wojowników z innych kręgów kulturowych, to tylko o Japończykach w czasie IIWŚ i to negatywnie, no bo jak? Że zaślepieni i fanatyczni. Bo wiecie jak jest:„my” jesteśmy nieulękli i konsekwentni, i za wszelką cenę chcemy zdobyć pozycje wroga. „Oni” są tylko pijanymi i zdziczałymi fanatykami.
Po piąte cała książka trąci myszką, bo w 2002 roku, kiedy to książka ta wyszła po raz pierwszy, wojna wygladała inaczej. Technologia wyglądała inaczej. I szkody na psychice są inne, kiedy zabijasz kogoś bagnetem, inne, kiedy strzelasz, a jeszcze inne, kiedy naciskasz przycisk w joysticku, który zarządza dronem. Książka po prostu nie nadąża za rozwojem ani technologii wojskowych, ani za rozwojem nauk psychologicznych i neurologii, i w ogóle.
Po szóste i ostatnie, prócz kilku komunałów, które można znaleźć w necie, a w Wikipedii to już na pewno, to niewiele „Psychologia wojny” wyjaśnia. Tego nie wiemy, tamtego nie rozumiemy. Nie da się tego badać, a tego obserwować, a tu tamto, a tu sramto i w sumie jakby to wycisnąć wiedzę, to nawet rozprawki się nie napisze.
Tak że z bólem, ale nie polecam. Chyba, że temat dopiero poznajesz - to wtedy tak, dobrze jest się od czegoś odbić i z czymś wystartować.
Dziękuję
nakanapie.pl za możliwość przeczytania tej książki.