Gdy za oknem zimowy czas, długie wieczory, a w głowie pojawia się notoryczna myśl o zakopaniu się pod kocem, sięgam po specyficzne tematycznie książki. Dlatego lata wojny i okres po niej, które ujęte w powieściach odkładam w ciepłe i słoneczne dni, teraz są przeze mnie nader pożądane. Stąd i "Zakazana miłość" w moich rękach.
I oto okazało się, że szybko znalazłam się w Gdańsku, w odradzającej się Polsce, która póki co była rozszarpywana przez inne państwa. Xaver Koss, bohater książki kieruje się tu z Berlina, kieruje się do Wolnego Miasta Gdańsk, bo tu ma szansę na zapewnienie swojej rodzinie bytu. Bytu godnego normalnego człowieka, który nie głoduje i nie zastanawia się nad niepewnym jutrem. Z dzieci żyje tylko Marta, która urodziła siw w Berlinie, czterech synów zmarło. Kossów nic nie trzyma w Niemczech, a strach? Lepiej próbować szukać czegoś lepszego i stąd decyzja o wyjeździe. Rodzina osiada w Polsce, Xavier kupuje ziemię i tu też zapuszczają korzenie. A Marta? Marta poznaje Maxa Stroma, w którym się zakochuje z wzajemnością. Lecz Max jest Żydem, a Marta chrześcijanką, dlatego ojciec nie akceptuje tego związku. I mogłoby się wydawać, że w tym miejscu fabuła powieści przeistoczy się w romans wojenny o ckliwej treści. Nic bardziej mylnego. Rdzeniem staje się II wojna światowa i pięć lat ukrywania Maxa przez Martę, jej ogromne poświęcenie, ryzyko i kobieca odwaga. Marta zrobi wszystko, by Max przeżył, a że odbywa się to kosztem jej życia i zdrowia? Miłość przecież nie zna ograniczeń.
"Zakazana miłość" Franciszka Szczęsnego to rzetelnie i skrupulatnie napisana powieść w oparciu o prawdziwą historię oraz zgromadzone fakty. Postać Marty jednak czasem mnie irytowała. Nie umiała w pełni wyrażać się o swoich uczuciach, więcej marzyła o nich, niż okazywała. Była jakby suchą, surową dziewczyną. Jednak, postrzegając to z drugiej strony, kto miał ją tego nauczyć? A może to celowy zabieg pisarza? Niemniej jednak jej osobowość trochę mnie raziła. Fakt, była uparta, co stanowiło jej plus w tamtym okresie. Kobieta nie mogła być wrażliwą, delikatną duszą, jednak winna okazywać, zwłaszcza bliskim, serdeczność i miłość. A Marta była nieco oziębła.
Sporą część książki zabierają zmagania i walki Marty i Maxa o ślub kościelny. Nie chce dać ślubu ani ksiądz katolicki zasłaniając się niejasnymi przepisami, ani też rabin wysuwając mnóstwo teorii i robiąc trudności. Obydwaj ujmują mieszane małżeństwo w kategoriach grzechu i świętokradztwa. Wykaz argumentów przeciw takiej relacji kobiety i mężczyzny jest długi. Podobnie rzecz się ma z postronnymi ludźmi, znajomymi czy sąsiadami, którzy także mają mnóstwo uprzedzeń i raczej są niechętni takiemu związkowi. Nikt nie chce zalegalizować małżeństwa dwójki kochających się ludzi. I pojawia się we mnie pytanie - czy tylko oni jedni chcą legalizacji przed Bogiem (jakimkolwiek) swojej miłości? Czy nie lepiej byłoby odciąć się od wszystkiego i wszystkich i mimo przeciwności żyć razem?
Uczucie, jakie rodzi się między dwojgiem bohaterów stanowi jednak kanwę tego, co nazywam snuciem powieści z historią w tle. Wiele tu rozważań historycznych, wiele pojawia się nazwisk oraz miejscowości, czy dzielnic, które wtedy całkiem inaczej się nazywały. Czytając czułam czasem przesyt tych informacji, które nijak nie chciały we mnie na dłużej osiąść. Można poszerzyć swój horyzont wiedzy o historię Kaszub z czasów II wojny światowej, działania i zachowania między innymi sołtysów, księży, właścicieli sklepów, czy "szarych" mieszkańców wiosek i miast, jednak jest tego... zbyt dużo. Na każdej niemalże stronie "Zakazanej miłości" znajdujemy nawiązanie do faktów z historii, do starych nazw miejsc, czy nazwisk z nimi związanych. Czasem jest to aż męczące. Jednak - mimo mojego zdania, subiektywnego - szczerze jestem urzeczona ogromem wiedzy pisarza, stylem pisania i ujęciem tak dokładnej historii w powieści obyczajowej. Osoby, które pasjonują się genealogią i które śledzą losy własnej rodziny będą tą książka oszołomione. Historycy amatorzy - i nie tylko - znajdą tu inspirację, uzupełnienie wiedzy oraz możliwość skonfrontowania posiadanych informacji z tymi, które odsłania przed nimi pan Franciszek.
Ta książka została przeze mnie nazwana "konglomeratem" powieści opartej na faktach, reportażu i powieści obyczajowej. To miks, który z pewnością znajdzie sobie sympatyka w niejednym czytelniku. A ja przy okazji z chęcią poznam opinie innych.