"Belcanto" Ann Patchett jest powieścią zainspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Opowiada o relacjach, które narodziły się pomiędzy ludźmi uwięzionymi przez grupę terrorystów podczas przyjęcia urodzinowego w domu wiceprezydenta a napastnikami. Zanim czytelnik dotrze do zaskakującego finału, będzie towarzyszył wielu bohaterom w odkrywaniu ich największych pasji i miłości.
Mimo że "Belcanto" opowiada o akcji terrorystycznej, fabuła nie jest sensacyjna. Prawdę mówiąc, w domu, w którym przetrzymywani są zakładnicy, nie ma prawie żadnej przemocy, a z upływem czasu pojawia się coraz więcej sympatii. Terroryści pojawiają się w budynku podczas koncertu wybitnej sopranistki Roxane Coss zorganizowanego z okazji urodzin pana Hosokawy – japońskiego biznesmena i wielbiciela muzyki. Żądają uwolnienia swoich współpracowników oraz sprawiedliwości społecznej. Przedłużające się negocjacje sprawiają, że miesiącami nic się nie zmienia w sytuacji zakładników.
Ale tak naprawdę zmienia się bardzo wiele. Porwani nie doświadczają przemocy, a jednocześnie mają zapewnione środki do życia, dlatego kierują swoje myśli na inne tory. Nagle świat na zewnątrz przestaje być ważny, a zaczyna się liczyć tu i teraz. Okazuje się, że życie w tym pięknym domu, nawet w towarzystwie uzbrojonych terrorystów, może przynosić satysfakcję. Roxane Coss codziennie śpiewa, można oglądać ulubione seriale, można uczyć się języków obcych. Z czasem można również wyjść na dwór, pielić grządki i grać w piłkę nożną.
Podczas gdy zainteresowania niektórych bohaterów są sprecyzowane i są im wierni, inni odkrywają swoje pasje. Pan Hosokawa nadal kocha muzykę, ale z czasem przekonuje się, że życie, które wiódł przed porwaniem, nie przynosiło mu satysfakcji. Zwłaszcza relacje rodzinne. Wiceprezydent, w którego domu wszyscy się znajdują, odkrywa zaskakującą przyjemność w dbaniu o otoczenie i porządek. Czuje się gospodarzem odpowiedzialnym za okazanie wszystkim gościnności. Wszyscy są niezwykle zadowoleni z możliwości obcowania z wybitną muzyką.
Również porywacze okazują różne talenty, których nie oczekiwalibyśmy po grupce zindoktrynowanych młodych ludzi zamieszkujących w dżungli i pozbawionych podstawowego wykształcenia. Z chęcią uczą się języków obcych, gry w szachy, a nawet śpiewu. Niektórzy nawiązują wręcz rodzinne relacje z porwanymi. A kiedy okazuje się, że wśród napastników są dwie dziewczyny, wybucha płomienny romans. Niestety wszyscy mogą cieszyć się szczęściem tylko przez chwilę.
"Belcanto" nie było moim pierwszym spotkaniem z prozą Ann Patchett. Wcześniej czytałam jej Dziedzictwo, jednak ta lektura nie pozostawiła w mojej głowie trwałych śladów. Tym razem było inaczej. "Belcanto" pochłaniałam bez wytchnienia, delektując się elegancją i delikatnością stylu autorki, w którym nie zabrakło również nutki subtelnego humoru. Udało jej się stworzyć w powieści atmosferę niemal idylliczną i trochę magiczną. Bo obrót wydarzeń, który nastąpił w powieści, wydaje się nieprawdopodobny.
Książka kończy się ślubem dwojga bohaterów, jednak jest to pozorny happy end. Czytelnicy z pewnością życzyliby sobie innego zakończenia. W tym, które stworzyła autorka, odczułam żal za straconymi szansami, za autentycznością i realnym szczęściem. Bo ślub pomiędzy tymi bohaterami, wydaje się pomyłką. Tytułowy piękny śpiew nabiera fałszywych tonów.
"Belcanto" nie jest nowym tytułem. Została napisana w 2002 roku, a w Polsce jest dostępna od 2005. Została nagrodzona m.in. Orange Prize i PEN/Faulkner Award for Fiction. Teraz ukazała się w nowym przekładzie Anny Gralak oraz odświeżonej, pięknej szacie graficznej. Zdecydowanie warto zwrócić na nią uwagę.