Po powieść Valerie Perrin "Życie Viotette" sięgnęłam zupełnie przypadkiem i muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona. Nie znam języka francuskiego, ale dosyć przyjemnie słuchało mi się audiobooka w interpretacji Katarzyny Tarczyńskiej. Co prawda zdecydowałam się przyspieszyć nieco prędkość odtwarzania żeby nie raziły mnie błędy polskiej wymowy i w ostatecznej ocenie wyszło nieźle. Francuskiego akcentu było aż nadto z uwagi na dużą liczbę nazw własnych zamieszczonych w treści.
"Życie Violette" to nostalgiczna opowieść intrygująca i nieoczywista, która od pierwszych stron zaskakuje. To jednakowo piękna co smutna historia pokazująca różne oblicza życia i jego słodko - gorzki smak. Przeplatające się relacje żywych i umarłych tworzą niezwykle ciekawy obraz francuskiej społeczności. To ludzie, których ścieżki w pewnym momencie skrzyżowały się z życiem Violette i zostawili po sobie trwały ślad. "Życie Violette" rozpoczyna się od... śmierci i prowadzi nas przez meandry życia tytułowej bohaterki aż do czasów jej trudnego dzieciństwa.
Tytułowa Violette Toussaint była dróżnikiem na przejeździe kolejowym, skąd po pewnych tragicznych wydarzeniach przeniosła się do niewielkiego miasteczka w Burgundii, gdzie otrzymała posadę dozorczyni cmentarza. Tak naprawdę kobieta jest opiekunką nekropolii i jednocześnie dobrym duchem tego zapomnianego przez ludzi miejsca. Rodzina, która odprowadza osobę zmarłą na wieczny spoczynek, a potem kilka razy w roku odwiedza jej grób zawsze może liczyć na dobre słowo Violette, szklankę herbaty, czy filiżankę kawy wypitą w jej towarzystwie. Z tych spotkań rodzą się wyjątkowe opowieści, historie i wspomnienia o ludziach, którzy odeszli, których już nie ma, a mimo to pozostawili po sobie jakiś ślad. Violette prowadzi wyjątkowe zapiski w postaci księgi życia. Notuje w niej własne spostrzeżenia, przemyślenia i refleksje na temat nazwisk, dat, dnia pogrzebu, rodziny i uczestników. Bohaterka dzieli się z nami także odczuciami i przeżyciami dotyczącymi własnego życia, które, przepełnione nieszczęściami, dalekie było od ideału. Dom dziecka, skomplikowane relacje, miłość w różnych jej aspektach i wymiarach, wczesne macierzyństwo, samotność w związku, zdrady, strata dziecka to tylko część problemów, które stały się udziałem Violette.
Powieść zdecydowanie zasługuje na uwagę. Jej lektura jest swoistą terapią, pozostawia po sobie wyjątkowy spokój i dobre myśli. Pokazuje, że nawet w najgorszych chwilach można znaleźć mały przebłysk radości, a z tragedii wynieść coś dobrego. Kult doceniania rzeczy małych jest istotą tej opowieści. Podobała mi się ewolucja bohaterów. Zaskakująca fabuła i niecodzienna tematyka zaowocowały naprawdę piękną literaturą.
Były jednak momenty, kiedy opowieść mi się dłużyła. Spokojne tempo akcji w połączeniu z dość monotonnym głosem lektorki i melancholijnym klimatem chwilami stawało się nużące. Trochę też trwało zanim wciągnęłam się w opisywane zdarzenia, ale im dłużej słuchałam książki, tym bardziej historia mi się podobała.
Lubię powieści zaskakujące, nieoczywiste, które mają coś więcej do zaoferowania niż tylko wartką akcję i ciekawą intrygę. "Życie Violette" to książka która skłania do głębokich przemyśleń nad istotą życia. Niestety często się zdarza, że sądzimy po pozorach i na tej podstawie wyciągamy błędne wnioski nie znając wszystkich aspektów danej sytuacji. To także powieść o smutnych zakończeniach i nowych początkach, które rodzą się na zgliszczach bólu i straty. To wreszcie lektura dla wszystkich miłośników literatury pięknej przez wielkie P.