Są takie książki, które się czyta takie, które się pochłania i takie, którymi trzeba się delektować. Czytam bardzo dużo i coraz częściej łapie się na tym, że gatunki, w których kiedyś się zaczytywałam i uważałam za ulubione, schodzą na dalszy plan. Od czasu do czasu lubię sięgać po coś ambitniejszego. Bo każda książka musi mieć w sobie to coś. Owszem fajne uczucie przeczytać książkę w kilka godzin nie powiem, ale to bardziej na zasadzie przeczytać, zrecenzować i zapomnieć, a przecież nie na tym to polega. W zeszłym roku moja znajoma poleciła mi książkę "Życie Violette" Valerie Perrin. Pomyślałam sobie tak, kiedyś ją przeczytam i wiecie, co zrobiłam? Kupiłam ją i sprezentowałam mojej przyjaciółce Halince. Później trafiłam na IG na konkurs, w którym można było sobie wybrać 2 książki, o których się marzy. Kreatywnie się zgłosiłam i 2 książki przytuliłam, w tym "Życie Violette".
"Życie jest jak sztafeta, Violette. Przekazujesz je komuś, kto je bierze i daje je komuś innemu. Ja tobie twoje przywróciłem i któregoś dnia je przekażesz".
Życie jest niesprawiedliwe! Dlaczego jedni są w czepku urodzeni, a inni już od pierwszego oddechu na tym świecie mają pod górkę? Tytułowa Violette, bo o niej mowa, przychodząc na świat, pokrzyżowała niektórym plany. Najpierw została uznana za martwą, później cudownie odżyła, dzieciństwo spędziła w domach zastępczych. Później pracowała jako barmanka, poznała swojego przyszłego męża Phillipe, została dróżniczką, urodziła córkę Leonine. Żaden kolejny dzień jej życia nie różnił się od poprzedniego do czasu, aż w tragicznych okolicznościach straciła córkę. Violette nie może sobie poradzić z żałobą, szuka winnych tej tragedii. Zostaje dozorczynią na cmentarzu. Jak to się dziwnie w życiu składa, będąc dróżniczką, nie pozwalała ludziom przechodzić na drugą stronę, a teraz pracując na cmentarzu, trochę im w tym pomaga. Z dnia na dzień Phillipe znika z domu. Kobieta z wielkim oddaniem i szacunkiem pielęgnuje opuszczone groby, sadzi i podlewa kwiatki, bierze udział w pogrzebach. Czuje, że wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. To właśnie tu i teraz przeżywa swoją drugą młodość.
"Być kochanym to zachować młodość".
Ta książka to hołd dla życia. Powieść o zwykłych ludziach ich rozterkach, tęsknotach, o życiu i śmierci, o początkach i zakończeniach. I przede wszystkim o nadziei, która umiera ostatnia. Bo przecież zawsze tli się mała iskierka, zawsze jest szansa na nowy, lepszy początek. Trzeba tylko uwierzyć i dopomóc szczęściu. Książka jest specyficzna i nie każdemu się spodoba. Mnie zachwyciła. Piękny styl i język i niesamowity kunszt autorki zasługują na pochwałę. Każdy rozdział poprzedzony jest sentencją. Autorka pokazuje, że na miłość nigdy nie jest za późno. Owszem można się przyzwyczaić do samotności, ale nie można wyrzec się szczęścia. Ludzie są dziwni, nie potrafią spojrzeć w oczy matce, która straciła dziecko, ale dziwią się, widząc, jak kobieta się podnosi po tej stracie, jak się stroi.
" Uparcie i skrycie
Och życie kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię nad życie
Jem jabłko winne
I myślę: "Ech Ty życie łez mych winne, nie zamienię Cię na inne" - Edyta Geppert " Och życie, kocham cię nad życie"