Miasto dziewcząt recenzja

19-letnia Vivian Morris po osiągnięciu lichych wyników w nauce trafia pod opiekę swojej ciotki mieszkającej w Nowym Jorku. Kobieta posiada teatr, w którym grają słabi bądź niewymagający dużej zapłaty aktorzy. Dziewczyna jest zafascynowana tym światem oraz osobami ją otaczającymi. Kiedy chwali się swoim talentem krawieckim zostaje poproszona o pokazanie swoich umiejętności, po czym zostaje dołączona do zespołu. Po błędzie, jaki popełnia, wybucha skandal, a ona dzięki niemu zaczyna rozumieć co chce w życiu robić i do tego dąży.
📚
📚
Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką i co mi się od razu rzuciło w oczy to, to że posługuje się ona przepięknym językiem. Dosyć długo czytałam tę książkę, ale to dlatego, że jest ona grubaskiem posiadającym 520str. Autorka w dużej mierze skupia się w książce na kobiecej seksualności. Mamy w niej opis pierwszego stosunku głównej bohaterki, która myśli, że posiadanie dziewictwa to coś złego. Prowadzi bardzo rozwiązły tryb życia, zmieniając co rusz partnerów łóżkowych. Książka przypadła mi do gustu, ten świat artystyczny gdzie alkohol się leje strumieniami, popielniczki wypełniają wypalonymi papierosami, a wieczna zabawa to podstawa. Bohaterowie są barwni i różnorodni, no i wojna w tle, gdzie niektórzy uciekają do Nowego Jorku, aby przetrwać. Książka lekka i ciekawa, na którą warto zwrócić uwagę i poświęcić trochę czasu, aby się z nią zapoznać. Myślę, że nie jedną osobę zaciekawi oraz umili wieczór.