Czołem, cześć!
Dziś lekko nie będzie, albowiem przychodzę z recenzją książki, która jest oparta na faktach. Ale jakże brutalnych i poruszających faktach! "Dziewczyna z sąsiedztwa" Jacka Ketchuma.
Meg i Susan są siostrami, które właśnie straciły rodziców w wypadku samochodowym, z którego same ledwo uszły z życiem. Trafiają pod dach swojej ciotki, Ruth Chandler, która wychowuje jeszcze trzech swoich synów (najmłodszy, Woofer, ma około 9 lat - to ma spore znaczenie dla historii, przynajmniej według mnie). David, prawie trzynastoletni chłopiec, jest sąsiadem z domu obok, który często bywa w domu Chandlerów z uwagi na przyjaźnie zawarte pomiędzy nim a synami Ruth. Meg, pomimo, że starsza od niego o jakieś dwa lata, wpadła mu w oko.
Wydawałoby się, że w tak spokojnej okolicy, pełnej dzieci, nic złego nie może się wydarzyć.
No właśnie... wydawałoby się.
Jednak to, co dzieje się w zawilgoconej piwnicy w domu Ruth przechodzi ludzkie pojęcie. Meg, skazana na jej szaleństwo i częste ataki szału, którymi zaraża własnych synów, jest torturowana, głodzona, gwa*cona, poniżana na sposoby, jakich nikt z nas sobie nawet nigdy nie wyobrażał. Ten jeden chłopiec z sąsiedztwa jest jej ostatnią nadzieją. Musi oprzec się złu, które zaraża niewinne umysły i podjąć dorosłą decyzję: wybrać miłość i współczucie, czy pożądanie i zło?
"Mówię ci prawdę, nigdy nie wiadomo. Dziewczyny są łatwe. To jest ich problem. Obiecaj im najmniejszą rzecz, a one dadzą ci to, co zechcesz".
Nadal nie otrząsnęłam się po tej książce. Samo to, że jest oparta na faktach wzbudza we mnie tak ogromny wstręt i obrzydzenie, że aż robi mi się nie dobrze, a żołądek wywija mi się na drugą stronę.
Nigdy bym sobie nie wyobrażała, że dzieci potrafią być tak okrutne. Nawet pod wpływem dorosłych. A Ruth, która w rzeczywistości nazywała się Gertrude Baniszewski... Jak dla mnie to nawet sam szatan się chowa przed tą kobietą. Owładnięta szaleństwem i jakimiś chorymi kompleksami, ponieważ mąż ją porzucił, torturowała i zezwalała na takie czyny nie tylko swoim dzieciom, ale i okolicznym dzieciakom z sąsiedztwa. Nie chcę nawet myśleć, co ta dziewczyna przeżywała. Żaden podcast kryminalny, czy żadna książka true-crime nigdy nie wzbudziły we mnie takich emocji jak "Dziewczyna z sąsiedztwa".
Narratorem powieści jest wspomniany wyżej David, który z natury jest dobry, ale pod wpływem dorosłej kobiety i kolegów sam zaczyna miewać mroczne fantazje dotyczące Meg. Niektórych paskudnych czynów sam się dopuszcza. Jednak przez cały ten czas miewa wątpliwości, czy aby na pewno wolno tak postępować. Czytając, byłam na niego wściekła za te myśli. No bo jak trzynastoletni chłopiec nie jest w stanie odróżnić dobra od zła? To się nie trzyma kupy. Jestem wk*rwiona, ponieważ po wygooglowaniu tej historii, dowiedziałam się iż synowie Ruth (Gertrude) po ukończeniu 18rż. wyszli z poprawczaka z czystą kartoteką, a sama ona pomimo wyroku dożywocia, została warunkowo zwolniona z więzienia po 20 latach odsiadki. I ten 9-letni Woofer... Najmłodszy, a miewał najbardziej przerażające i brutalne pomysły dotyczącego tego, co jeszcze mogliby zrobić tej młodej dziewczynie. To, jaki był przy tym wręcz szalony. Nie mogę uwierzyć, że dziecko jest do tego zdolne. Ta książka jeszcze na długo pozostanie w mojej pamięci. Cieszę się, że po 70 latach Sylvie, czyli książkowa Meg, nie została zapomniana i nadal opowiada się jej historię.
Polecam wyłącznie dla osób z silną psychiką!
Po więcej zapraszam na IG: @strazniczka_ksiazekx - codziennie newsy książkowe, update czytelnicze oraz nowe recenzje.