"Dziewczyna z sąsiedztwa" to jedna z tych książek, które z każdym kolejnym rozdziałem utwierdzają nas w przekonaniu, że to nie może się dobrze skończyć. Tu nie może być pozytywnego zakończenia, ponieważ po tym wszystkim czego świadkami jesteśmy, takowe po prostu nie istnieje. Tu nie może być sprawiedliwości, ponieważ żadna kara przewidziana w systemie prawnym, nie będzie adekwatna do skali bestialstwa, którego się dopuszczono. Kara śmierci? Cóż, i to wydaje się za mało... O czym przekonamy się zagłębiając się w lekturę. Wszak śmierć śmierci nie równa...
Opowieść rozpoczyna się dość spokojnie, leniwie by nie powiedzieć nudno, nieco rozwleczonymi opisami małomiasteczkowej rzeczywistości. Bezpieczna okolica, wszyscy się znają, żyją zgodnie. Normalne domy i rodziny, brak patologii czy przestępczości na ulicach. To jednak tylko pozory, bo za zamkniętymi drzwiami nie jest już tak sielsko. A zło czai się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa.
Dwie dziewczynki, po tragicznej śmierci rodziców trafiają pod opiekę krewnej - Ruth, szanowanej kobiety, która samotnie wychowuje trzech synów. Niestety siostry zamiast spodziewanego ciepłego domu, rodziny, opieki i troski po traumatycznych wydarzeniach, dostają piekło na Ziemi.
Zgorzkniała, sfrustrowana własną egzystencją oraz przejawiająca symptomy mizoginizmu kobieta zieje nienawiścią, podszytą zazdrością w stosunku do młodych dziewcząt, co popycha ją do coraz to okrutniejszych zachowań i czynów. To co jest w tym najbardziej przerażające, to łatwość z jaką zaraża tym innych. Bez problemu, a wręcz z niepohamowanym entuzjazmem dołączają do niej synowie, a nawet inne dzieci z sąsiedztwa. A to co robią nastoletniej Meg przechodzi ludzkie pojęcie. Bestialskie, okrutne, obrzydliwe tortury, których dopuszczają się dzieci, za zgodą i pod przewodnictwem osoby dorosłej są zatrważające. To trzeba samemu przeczytać, aby zrozumieć!
Historia została oparta na prawdziwych wydarzeniach, chociaż niektóre fakty zmieniono. Narratorem i jednocześnie uczestnikiem większości wydarzeń jest nastoletni sąsiad i przyjaciel chłopców, który jednak snuje swą opowieść jako dojrzały już mężczyzna.
Lektura z pewnością nie pozostawi czytelnika obojętnym. Jest to mocna pozycja, nie tylko ze względu na opisy makabrycznych zachowań, ale również, a może przede wszystkim, ze względu na warstwę psychologiczną oraz kwestie odpowiedzialności karnej sprawców.
Wprawdzie mamy tutaj poruszony szereg aspektów z zakresu psychologii, które jednak nie wybrzmiały z całą mocą. Uważam, że można było im poświęcić więcej uwagi, uszczegółowić. Co do wymiaru sprawiedliwości, również odczuwam pewien niedosyt. Szczególnie wątek dzieci (młodzieży?) i ich odpowiedzialności za swoje czyny, w żaden sposób nie satysfakcjonuje, a wręcz szokuje. Ale to chyba znak tamtych czasów... A może również i tych czasów? Czy mimo wszystko te dzieci można tak bezrefleksyjnie uniewinnić, tylko dlatego, że nie są dorosłymi? Czy mimo to, kompletnie nie zdają sobie sprawy, z tego co robią, nie rozróżniają dobra i zła? Aż takiego zła? Czy ten brak odpowiedzialności nie uczyni z nich zwyrodniałymi dorosłymi? Czy nawet bierny obserwator nie staje się również katem? Nie krzywdzi, ale przecież na krzywdę patrzy i niemo na nią przyzwala. Z drugiej strony czy faktycznie ma tę sprawczość, by móc coś zmienić? Kto go wysłucha, kto mu uwierzy? Czy krzywdzone dziecko, za którym nie stoi żaden dorosły ma szansę na pomoc policji lub społeczeństwa?
I w końcu czy bierność tych ostatnich nie czyni ich po trosze równie winnymi? Na takie dylematy napotkamy czytając tę historię.
Z pewnością książka zmusza do refleksji i weryfikacji naszego postrzegania roli efektów psychologicznych, którym tak łatwo i masowo możemy ulegać. Nie sposób tu nie przytoczyć historycznych odniesień - jak chociażby holokaust. Skala i rodzaj zła inne, ale mechanizmy podobne i równie przerażające.
Treść powieści z pewnością jeszcze przez jakiś czas będzie nawiedzać myśli czytelnika.