Czytając "Marzenia z brązu", miałam wrażenie, że otworzyłam pudełko pięknie zapakowanej czekolady, tylko po to, by odkryć, że w środku jest pusta. Camilla Läckberg, której wcześniejsze książki trzymały mnie w napięciu, tym razem stworzyła historię, która przypomina rozwlekły szkic bardziej niż dopracowaną powieść. Choć zarys fabuły zapowiadał emocjonującą walkę o przetrwanie, już po kilku rozdziałach czułam, jak napięcie ulatuje, a intryga tonie w absurdzie.
Faye, choć wydaje się silną, niezależną kobietą, wciąż boryka się z demonami przeszłości. Jej były mąż nie żyje, ale to nie koniec koszmaru. Ojciec, który uciekł z więzienia, to postać, której obecność budzi w niej strach i bezsilność. To nie tylko jej życie jest zagrożone, ale również losy wszystkich, których kocha, w tym z jej życia zawodowego i prywatnego.
Faye nie jest już tą samą osobą, którą poznaliśmy w poprzednich częściach serii. Jest jeszcze bardziej zdeterminowana, gotowa na ostateczną konfrontację. Zbierając wokół siebie grupę nieustraszonych kobiet i sięgając po pomoc mężczyzny, któremu ufa, stawia wszystko na jedną kartę. Zemsta jest jej celem, ale droga do niej nie jest prosta. Przeciwnik, z którym się mierzy, to nie tylko jej ojciec, ale również potężna i niebezpieczna organizacja przestępcza, która czyni go jeszcze bardziej groźnym.
Faye nie jest tylko femme fatale, to kobieta, która musiała przejść przez wiele, aby dotrzeć do tego momentu, w którym staje przed najtrudniejszymi wyborami w życiu.
"Marzenia z brązu" miały wszystko, by stać się nie tylko udaną kontynuacją, ale wręcz kulminacją serii. Camilla Läckberg zarysowała intrygujący pomysł, pełen napięcia, zemsty i niebezpieczeństw, który w teorii mógłby zaskoczyć. Niestety, w praktyce ten tom okazuje się najsłabszym ogniwem całej serii. Coś, co miało być ekscytującą eskalacją, staje się przewidywalne, a sam pomysł na fabułę zdaje się wypadać z rąk autorki niczym niedokończony szkic.
Z każdą stroną napięcie, zamiast rosnąć, zaczyna zanikać, a sytuacje, które miały wywoływać dreszcz emocji, stają się coraz bardziej niewiarygodne i absurdalne. Ostatecznie, zamiast wciągać, książka pogrąża się w niepotrzebnym przeciąganiu wątków i płaskich dialogach, które nie wnoszą nic nowego do całej opowieści.
Pomysł na kontynuację wydaje się pełen potencjału, jednak Läckberg nie potrafi wykorzystać go w pełni. Zamiast ekscytującej podróży przez niebezpieczne ścieżki zemsty, dostajemy coś, co przypomina bardziej nudny maraton przez bezsensowne plotki i nieoczekiwane zwroty akcji, które nigdy nie do końca przekonują. Zamiast trzymać nas w napięciu, ten tom po prostu nuży i momentami sprawia wrażenie, jakby był napisany na siłę.