Czuję niepokój, gdy tylko próbuję zebrać myśli odnośnie tej pozycji. Lektura już za mną, ale uczucie to mnie nie opuszcza i powraca od razu, gdy w głowie pojawia się „przełęcz Diatłowa". Z czym powinno kojarzyć się wam to miejsce?
Zimą 1959 roku w górach Ural w miejscu nazywanym Martwą Górą zginęła dziewiątka młodych ludzi. Ekspedycja ratunkowa znalazła jedynie opuszczone obozowisko. Namiot był rozcięty, na śniegu znajdowały się ślady stóp (stóp, nie butów), a wokół znaleziono rzeczy osobiste. Dopiero dłuższe poszukiwania zakończyły się odnalezieniem niekompletnie ubranych ciał, a dochodzenie nie przyniosło odpowiedzi. Nawet po tylu latach wciąż nie wiemy, co sprawiło, że dziewiątka doświadczonych turystów wybiegła w środku nocy na trzydziestostopniowy mróz.
Odkąd Donnie Eichar dowiedział się o tej historii, nie dawała mu ona spokoju i w końcu postanowił przeprowadzić własne śledztwo. Pochłonął wszystkie dostępne materiały, by odtworzyć przebieg wyprawy ekspedycji Diatłowa i nawet sam ruszył jej śladami. Efektem jego pracy jest kolejna, nieco odmienna teoria, odnośnie wydarzeń z początku lutego 1959 roku.
Jestem zaskoczona jak przyjemnie wszystko zostało opisane. Zarówno podróż grupy Diatłowa jak i podróż ku odpowiedziom samego autora, to wciągająca historia pełna pasji. Tyle że wraz z odkryciem pierwszych ciał, moje serce zaczęło wyprawiać naprawdę przedziwne rzeczy. Jest to na plus w mojej recenzji, ale sprawia, że naprawdę nie potrafię pisać o tej książce. Nie ważne jak próbuję. Za każdym razem wychodzi z tego coś niezgrabnego. Zmuszona jestem więc po prostu wypunktować plusy i minusy.
+ Autor ukazał ekspedycję Diatłowa jako grupę radosnych przyjaciół, którzy robili to, co mocno kochali. Możemy dowiedzieć się, jak krok po kroku wyglądała ich wyprawa aż do nocy z pierwszego na drugiego lutego. Mamy szansę ich polubić i się do nich przywiązać, co potęguje późniejsze uczucia w zetknięciu z tragedią, która ich spotkała.
+ Donnie równie przyjemnie opisuje swoje kroki w Rosji. Zdobywanie kolejnych informacji i swoją własną podróż w dzicz Uralu.
+ Opisy poszukiwania studentów były... Cóż. Mocne. Zwykle coś takiego mnie nie rusza (okej, zamarznięte ciała i co z tego?), ale w tym przypadku czułam nieprzyjemne dreszcze. Cała ta sprawa jest już sama w sobie niepokojąca, ale przez styl autora efekt został spotęgowany.
- Nie jestem przekonana do teorii, która wyłania się na koniec i która rzekomo wszystko tłumaczy. A raczej w teorii nie ma nic złego, poza tym że jest mało wiarygodna. Jestem pewna, że ktoś inny rozbił już namiot w dokładnie tym samym miejscu co grupa Diatłowa, więc dlaczego nie slyszymy o kolejnej tragedii na Martwej Górze? Gdzie badania, które teorię potwierdzą lub odrzucą? Autor ją rzuca i kończy książkę. To super, że konsultacja ze specjalistą daje nadzieję na znalezienie odpowiedzi na pytanie zadawane sobie od połowy wieku i wiem, że nigdy tak naprawdę nie dowiemy się, co wydarzyło się tamtej nocy, ale autor chciał znaleźć odpowiedź. Zachowuje się jakby ją odkrył, ale tak naprawdę ma jedynie kolejny pomysł do kolekcji.
Ten minus może poważnie zniechęcić do przeczytania tego tytułu, ale uważam, że warto się z nim zapoznać. Po pierwsze to naprawdę intrygujący temat, po drugie całość została po prostu dobrze napisana. Może nawet bardzo dobrze patrząc na moje reakcje. Jak dla mnie lektura wyborna, choć nie przychylam się do teorii autora. Do żadnej innej zresztą też i wątpię, bym kiedykolwiek potrafiła wybrać jedną z nich. Wszystko to jest po prostu zbyt podejrzane.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Bezdroża.