"Był człowiekiem pospolitego wyglądu, a mowę miał wyświechtaną od bezustannego używania"
Pięknie, niespiesznie snuta opowieść o wojnie, okupacji i znowu wojnie (tym razem już potajemnej) chłopskiej ludności z niewielkiej chińskiej wsi, z japońskim najeźdźcą. Na początku nie wiadomo co to za wojna, dlaczego się zaczęła i wciąż rozprzestrzenia i kto właściwie jest wrogiem. Jednak chłopi z wioski uważali, że nawet wróg, to też człowiek i trzeba go gościnnie przywitać, wtedy i on okaże ludzką twarz. W swoim prostym rozumowaniu postanowili więc przywitać gości-najeźdźców herbatą i ciasteczkami... Jednak "małe diabły z krzywymi nogami", jak później nazwali ich chińscy rolnicy, nie herbaty i ciasteczek chcieli...
Całą grozę życia pod japońską okupację autorka ukazała na kanwie jednej chińskiej rodziny wiejskiego chłopa. Ling Tan jest prostym człowiekiem, nie potrafi czytać, ani pisać, ale swój rozum ma, wcale nie prostacki. Ma żonę, trzech synów i dwie córki. Ma też swoją ziemię, na której wraz z rodziną ciężko pracuje, ale jest szczęśliwy i niczego (prócz dobrych plonów) mu więcej nie potrzeba. Było tak do czasu, kiedy do wsi wtargnęli japońscy żołdacy. Piszę żołdacy, by nie nazwać ich jeszcze gorzej, a na "lepiej" nie zasłużyli, patrząc na to jak się zachowywali.
Wojna oraz japońska okupacja ukazała różne postawy poszczególnych członków rodziny Ling Tana, a także innych mieszkańców tej małej wioski. Autorka pięknie potrafiła pokazać miłość i różne jej odcienie, szacunek do starszych, jak i różnice pokoleniowe. A także to, że nie należy innych osądzać zbyt pochopnie. Czasami ten, kogo uważamy za zdrajcę i kolaboranta okazuje się być bardzo porządnym człowiekiem, a tak zwany przyjaciel, czy sąsiad, którego niby znamy i mu ufamy, okazuje się draniem i donosicielem. Niby to takie znane prawdy, ale jakże często zapominane zwłaszcza w obliczu poczynań wroga-agresora. Towarzyszymy też w czasie tej lektury rozmyślaniom nestora rodu, Ling Tana na temat, jak wojna zmienia ludzi, kim stali się jego synowie i jego córki i jaki to będzie miało skutek na przyszłość, kiedy już koszmar wojenno-okupacyjny się zakończy.
To już piąta przeczytana książka tej autorki, żałuję, że taki długi czas upłynął od przeczytania poprzedniej. Prawie już zapomniałam, jak pięknie potrafiła pisać Pearl, jak z sercem, zrozumieniem i taktem opowiadała o prostych i wydaje się tak zwyczajnych sprawach. Jak z miłością i dobrocią pochylała się nad każdą kreowaną przez siebie postacią czy sytuacją. Do tego dochodził piękny język, bez zbytnich przepysznych barokowych ciężkich ozdobników, jednak piękny w swej prostocie, nawet kiedy opowiadał o sprawach trudnych i złych. Muszę się pilnie rozejrzeć za kolejną książką tej wyśmienitej, choć już trochę zapomnianej pisarki.