Pierwszy tom przygód hegemona Apopi, ludzkiej dziewczyny w świecie elfów, zakończył się mocnym akcentem. Tak mocnym, że czekanie na kontynuację było prawdziwą torturą. Apopi czeka na Proces Sprawiedliwych, który, jak zakłada, nie będzie tak sprawiedliwy, jak być powinien. Bo dziewczyna traktowana jest w tym gronie od początku jako intruz, ktoś, kogo trzeba się pozbyć. I chociaż są elfy, które są jej przychylne, Apopi nie ma złudzeń co do przebiegu procesu. Ale będzie walczyć. Dla siebie i dla swojego zabójcy. Nie podda się, niezależnie od tego, jak wiele będzie ją to kosztować. Czy elfy, które mają o sobie tak dobre mniemanie, rozpatrzą jej sprawę bezstronnie i potraktują Apopi uczciwie? Komu w obecnej sytuacji dziewczyna może ufać, a od kogo powinna trzymać się z daleka? Co jeszcze wymyślą elfy, aby pozbyć się Apopi z Lasu Północnego?
Pierwszy tom opowieści o młodej studentce, która żyje, choć jej serce zostało przebite sztyletem, zachwycił mnie swoją oryginalnością, bogactwem świata przedstawionego i przedstawieniem elfów od zupełnie innej strony. To był powiew świeżości w polskiej literaturze fantastycznej, przełamujący schematy, proponujący masę nowych rozwiązań. Nie mogłam uwierzyć, że to debiut. Jaki jest drugi tom? W moim odczuciu jeszcze lepszy. Bardziej dojrzały, bardziej dynamiczny, pełen zaskakujących zwrotów akcji i niebanalnych bohaterów. Cieszy fakt, że autorka postanowiła wprowadzić do powieści nowe, interesujące postaci, chociaż bohaterów i tak jest już w tym świecie wielu. Co ciekawe, odnalezienie się wśród nich w ogóle nie sprawia problemów. Wiemy, kto jest kim i po co jest w powieści.
Akcja powieści nie jest równa, ale mimo to autorce udaje się nie tylko rozbudzić ciekawość czytelnika, ale i utrzymać jego ciągłe zainteresowanie powieścią. Bardzo dobrze się zaczyna ta książka, akcja od razu rusza z kopyta i jej tempo jest bardzo dynamiczne w pierwszej połowie. Dlatego nie ma mowy o ani chwili znużenia. Później akcja odrobinę zwalnia, jednak nie na tyle, aby chcieć oderwać się od lektury, bo przez całą powieść, niezależnie od tego, czy opowieść toczy się wolniej czy szybciej, dzieje się naprawdę dużo. To jeden wielki rollercoaster, dlatego przez całą lekturę nie możemy być pewni tego, co wydarzy się dalej. Nawet, jeśli mamy jakieś domysły. W tej powieści nic nie jest oczywiste. Pojawia się mnóstwo pytań, a na odpowiedzi trzeba trochę poczekać. Z tego powodu książka trzyma w napięciu, a sięga ono dosłownie zenitu w ostatnich rozdziałach. Z nerwów nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Finał jest naprawdę mocny. Ale nie tylko finał, bo właściwie ostatnie kilkadziesiąt stron robi piorunujące wrażenie.
Po raz kolejny jestem pod wrażeniem budowy świata przedstawionego. Nie dość, że autorka stworzyła go od podstaw, to zadbała o każdy jego detal. Jak nie lubię w powieściach opisów przyrody, tak tutaj mogłabym je czytać w nieskończoność. Mistrzostwo! Świat jest wielobarwny, szczegółowy, zachwycający z jednej strony, bezlitosny i przerażający z drugiej. Elfy w powieści to istoty, które mają o sobie wysokie mniemanie, chcą być traktowane z szacunkiem, niemalże z czcią. Uważają się za lepszych od ludzi pod każdym względem. Jeśli jednak zajrzy się głębiej, okazuje się, że ich świat przesiąknięty jest zgnilizną. To, co na zewnątrz wygląda pięknie, jest zanieczyszczone i brzydkie w środku. W tym bezlitosnym świecie próbuje odnaleźć się główna bohaterka, która przecież jest człowiekiem i na każdym kroku musi udowadniać, że tak samo jak inni przynależy do tego świata, że nie znalazła się tu bez powodu. A praworządne elfy, jak same o sobie myślą, wykopałyby dziewczynę jak najdalej przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Jeśli chodzi o bohaterów, jestem oczarowana ich kreacją i faktem, że nie stoją w miejscu, tylko się rozwijają. Pojawiają się nowe postaci, a starych bohaterów możemy poznać jeszcze lepiej. Podoba mi się również fakt, że tak naprawdę żaden z bohaterów nie jest idealny, każdy ma coś za uszami, każdy potrafi irytować. Nawet Apopi, którą tak lubię za jej nieustępliwość, odwagę i niewyparzony język. Niezmiennie zachwycają mnie poczucie humoru i rozkminy tej dziewczyny. Podoba mi się, że trwa przy swoim zdaniu, że ma zasady, że potrafi poświęcać się dla sprawy i dla innych. Jej relacje z męskimi postaciami, z którymi już w poprzednim tomie coś zaczęło ją wiązać, kwitną w najlepsze. Nie za bardzo lubię trójkąty w powieściach, jednak tutaj taki rozwój sytuacji mi nie przeszkadza. Bo po pierwsze, tu wszystko wychodzi tak bardzo naturalnie, a po drugie bardzo szybko się wszystko zmienia i, jak pisałam wcześniej, niczego nie możemy być pewni. Shiro i Sheut - dwa zupełnie różne charaktery, dwie mocne, wyraziste postaci. Obie uczuciowo oddane Apopi. Nie potrafię na tym etapie zdecydować, któremu z panów kibicuję, bo jeden i drugi czymś mnie ujął i na temat każdego z nich kilka razy już zmieniałam zdanie. I nie dziwię się Apopi, że ma taki mętlik w głowie, bo sama mam w niej mętlik, chociaż to nie ja muszę wybierać między tymi dwoma przystojniakami.
"Kapłanka chaosu" to kolejna świetna fantastyczna powieść na naszym rodzimym rynku, która nie odstaje poziomem od zagranicznych publikacji. Powieść urzeka konstrukcją świata, niebanalnymi, wyrazistymi i przede wszystkim autentycznymi bohaterami, cudnym klimatem, zwrotami akcji, których jest tu bez liku i opowieścią, w której można zatonąć. Cieszę się, że autorka nie postawiła jeszcze kropki nad i, i jeszcze wiele tajemnic tego świata czeka na odkrycie. Z całego serca polecam!