To było rano, podwieszane radio grało na cały regulator, jak to w moim domu rodzinnym czyni po dziś dzień, a ja robiłam sobie kanapki do szkoły, kiedy w wiadomościach podali informację o śmierci Beksińskiego. Wtedy, u progu gimnazjum, miałam raczej mętne pojęcie o tym, kim był ten człowiek poza tym, że już udało mi się zobaczyć kilka obrazów, które namalował i one z jakiegoś powodu do mnie przemówiły.
Lata mijały, twórczość Beksińskiego co jakiś czas pojawiała się w moim życiu - czasem, jako absolutna fascynacja obrazem ,,Pełzająca śmierć'', który został wykorzystany na okładce ,,Roku 1984'' Orwella; czasem jako część tematu maturalnego mojego kursanta; czasem jako nęcąca wizja wystawy w muzeum którego z jakiegoś powodu nie mogłam w wymaganym terminie odwiedzić.
Kiedy więc w Klubie pojawiła się książka Doroty Szomko-Osenkowskiej - musiałam ją wziąć.
Warstwa wizualna
Zacznijmy od tego, co widać na pierwszy rzut oka - od wydania. Ci z Was, którzy mieli już do czynienia z książkami wydawanymi przez BOSZ nie będą specjalnie zaskoczeni, jeśli powiem, że wydanie tej książki jest wprost fantastyczne. Gruby, matowy papier, wspaniale sformatowany tekst, szerokie marginesy i przypisy od razu na nich, na wysokości tekstu...
Nie zabrakło również reprodukcji obrazów (oraz zdjęć i rzeźby) Beksińskiego. I chociaż czasami, w niektórych książkach innych wydawnictw, reprodukcje umieszczane w tekście pozostawiają wiele do życzenia, to tutaj zostały doskonale odwzorowane - obrazy są ostre, nie rozmywają się, widać szczegóły, kolory są żywe.
Czego chcieć więcej?
Tekst, czyli o treści słów kilka
Beksiński miał to do siebie, że niewiele mówił o swojej sztuce. Nie tłumaczył jej, nie nadawał jej dodatkowych znaczeń, nie budował drugiego dna w drugim dnie, nie zostawiał ukrytych symboli - mówił, że jego obrazy są bardzo dosłowne, w pewnym sensie autobiograficzne.
Ale ludzie nie lubią dosłowności. To znaczy, nie do końca. Wszystko musi mieć jakiś sens, bo bezsens jest bezsensowny właśnie. Stąd powstało całe mnóstwo najróżniejszych opracowań dotyczących twórczości Beksińskiego. Dorota Szomko-Osenkowska dorzuciła tu swoją cegiełkę w postaci egzystencjalizmu.
I muszę powiedzieć, że trop, którym ona podąża wydaje mi się słuszny.
Lęk przed śmiercią, przed przemijaniem, przed unicestwieniem nie tylko tego, co znamy ale i nas samych; dojmująca samotność, nawet w otoczeniu innych istot, pozorna bliskość, rozmyty nieokreślony krajobraz, niepokojące kontury, zapowiedź czegoś nieskonkretyzowanego, nienazwanego i niewyobrażalnego; niepokój, pesymizm i ogólny, rozproszony codzienny strach. To są elementy, które w twórczości Beksińskiego się przewijają i im dłużej obcujemy z jego sztuką tym bardziej stają się one dla nas wyraźne.
Obrazy, które tworzył, są wyrazem uniwersalnego, ogólnoludzkiego, pradawnego lęku przed nieznanym.
Obrazy, które tworzył są odzwierciedleniem nieubłaganego przemijania, powolnego rozkładu i melancholijnego piękna, które można w nim odkryć.
Tekst Doroty Szomko-Osenkowskiej jest naprawdę dobrym, przemyślanym opracowaniem. Autorka sięga w nim nie tylko do myśli różnych filozofów, nie tylko omawia pokrótce dzieła innych malarzy, ale też doskonale zna biografię Beksińskiego, cytuje jego listy, wywiady, które z nim przeprowadzono. Przy tym omawia jego sztukę w sposób przystępny, zrozumiały nawet dla laika, dla kogoś, kto obrazami Beksińskiego niespecjalnie się interesuje.
,,Beksiński. Wizje życia i śmierci'' to naprawdę wartościowa pozycja, która powinna zaciekawić zarówno tych z Was, którzy interesują się Beksińskim i jego sztuką, jak i tych, którzy po prostu interesują się malarstwem. To książka, która pokazuje, że czasami wizje życia niespecjalnie różnią się od wizji śmierci, przynajmniej dla ludzi, którzy żyją w cieniu.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl