Litopsy recenzja

"Litopsy" - książka - balsam dla duszy

TYLKO U NAS
Autor: @natalia12329 ·3 minuty
2024-06-09
Skomentuj
1 Polubienie
“Litopsy” to książka, która początkowo nieco mnie do siebie zniechęciła, aby później skłonić mnie do refleksji na temat mojego własnego życia. Zacznijmy jednak od początku…

W pierwszej chwili kontaktu z tą powieścią należy zwrócić uwagę na to, jak bardzo intrygująca jest jej okładka. Dla mnie jest ona trochę tajemnicza, kojarzy się jednocześnie z pędem naszego życia, ale też z tym, jak każdy z nas ginie w tłumie i staje się anonimowy - ludzie przed nim ani po nim nie wiedzą o nim niczego, okładka kojarzy mi się jednocześnie z marazmem i niesamowitym zobojętnieniem społeczeństwa na wszystko, co dzieje się wokół. Oczywiście każdy może mieć swoje skojarzenia i przemyślenia na ten temat, ale polecam pochylić się chociaż przez krótką chwilę nad wyglądem tej najbardziej reprezentatywnej części książki, nad doborem kolorystycznym jej elementów, kompozycją, znaczeniem.

Będąc już w temacie wyglądu, kompozycji i innych niezwiązanych z treścią cech - na wielki plus zasługuje to, że całość podzielona jest na krótkie rozdziały oraz to, jak dużą i przyjazną do czytania czcionką napisane są “Litopsy”. To wszystko tak ułatwia czytanie, że ja pochłonęłam tę książkę w dwa dni, pomimo że na co dzień gustuję w pozycjach z większą ilością akcji, ustanawiając tym samym mój nowy tegoroczny rekord w tempie przeczytania prozy.

Żeby jednak nie było tak kolorowo warto zwrócić uwagę również na minusy tej powieści. Na początku nie do końca jasna była dla mnie narracja w tej książce, która “skakała” po postaciach, przez co trudno było połapać się w tym o kogo, kiedy chodzi. Z czasem jednak przestało być to problemem i po wprowadzeniu w ten sposób czytelnika w sytuację, autorka postawiła na ujednolicenie punktu widzenia, który opisywała i skupiła się na przeżyciach głównego bohatera Arthura, co pozwoliło wciągnąć się w książkę jeszcze bardziej i pochłaniać ją bez zbędnego zastanawiania się dlaczego rozdział poświęcony jakiejś postaci się pojawił. Kolejnym, nieco zresztą powiązanym, aspektem, na który zwróciłam uwagę była mnogość wprowadzonych wątków. Mam wrażenie, że autorka chciała przenieść na kartki swojego dzieła jak najwięcej mądrości życiowych, własnych przemyśleń i skłaniających nas do refleksji sytuacji, ale stworzyła w ten sposób historię na trzech różnych płaszczyznach z tym samym bohaterem (w domu, pracy i na wolontariacie). I o ile nie jest to błędem, to odniosłam wrażenie, że w ten sposób o żadnej z tych przestrzeni w życiu Arthura nie powiedziano wystarczająco dużo. Być może wynika to z faktu, że książka jest króciutka, ale mam wrażenie, że każdy z tych trzech tematów można było bardziej rozwinąć i w ten sposób zakończyć książkę dużo potężniejszym niż obecnie morałem, miejscem do przeanalizowania własnego życia w odniesieniu do opisanych przez autorkę sytuacji.

Tyle jednak o minusach, ponieważ wbrew temu, jak długo się o nich rozpisuję, książkę oceniam bardzo dobrze i widzę w niej zdecydowanie więcej plusów. Po pierwsze - jest to niesamowicie lekkie i przyjemne czytadło. Jest to pozycja idealna dla osób, które chciałyby po prostu przeczytać spokojną książkę i nie lubią w powieściach akcji, morderstw, niestworzonych stworzeń czy też nazbyt erotycznych uniesień. Opisana historia jest tak pozytywna, że aż nie chce się “wychodzić” ze świata Marty Waksmundzkiej i wracać do swoich codziennych obowiązków. Na duże uznanie zasługuje też to jak wiele uniwersalnych prawd o rodzinie, przyjaźni, miłości, spełnianiu marzeń, pogoni za karierą i podejściu do drugiego człowieka autorka umieściła w tak krótkiej opowieści.

“Litopsy” niosą nadzieję, zachęcają do rozmów o emocjach i o związku, pomagają docenić to, co mamy, pokazują, co jest w życiu naprawdę ważne i uczą. Pokazują nam, jak widzą nas nasze własne dzieci. Udowadniają, że człowiek jest w stanie się zmienić. I są lekarstwem na całe zło. Dlatego też, jeżeli zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po tę pozycję i lubicie takie książki - “balsamy dla duszy” - odpowiedź brzmi: zdecydowanie warto. Przyjemnej lektury!

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

Moja ocena:

Data przeczytania: 2024-06-28
× 1 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Litopsy
Litopsy
Marta Waksmundzka
7.5/10

Czy naprawdę jesteśmy z kamienia? Arthur Bonn to ceniony architekt, który nie wyobraża sobie życia bez pracy. Na świat patrzy z uśmiechem cynika twardo stąpającego po ziemi. Jednak gdy pewnego dnia ...

Komentarze
Litopsy
Litopsy
Marta Waksmundzka
7.5/10
Czy naprawdę jesteśmy z kamienia? Arthur Bonn to ceniony architekt, który nie wyobraża sobie życia bez pracy. Na świat patrzy z uśmiechem cynika twardo stąpającego po ziemi. Jednak gdy pewnego dnia ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Litopsy – to żywe kamienie, które choć wyglądem przypominają odłamki skał, wykazują czynności życiowe, dorównując w tym względzie innym żywym istotom – tak o litopsach pisze we wstępie Autorka – Mart...

@mikakeMonika @mikakeMonika

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl. Autorka Marta Waksmundzka dała z siebie wszystko. Książka opowiada o pewnym zapracowanym mężczyźnie, który pewnego dnia dostaje nietypowe zlecenie od...

@Utopia @Utopia

Pozostałe recenzje @natalia12329

To tylko zabawa
Czy aby na pewno życie "to tylko zabawa"?

“Dziś już wiem, że właściwie to wszyscy żyjemy na jednym wielkim cmentarzysku (...). Wszyscy stąpamy po grobach umarłych. Stąpamy po kościach trylobitów, po kościach din...

Recenzja książki To tylko zabawa
Mara i porywacze
Opowieść o bohaterskiej babci

“Mara i porywacze” to książka, która przypomniała mi o czasach, kiedy w podstawówce codziennie wypożyczałam z biblioteki szkolnej jedną powieść detektywistyczną, pochłan...

Recenzja książki Mara i porywacze

Nowe recenzje

Betrothal or Breakaway
Historia, która chwyta za serce
@Kantorek90:

Po lekturze „Desire or Defense” i „Flirtation or Faceoff” wręcz nie mogłam doczekać się kolejnej historii z cyklu D.C. ...

Recenzja książki Betrothal or Breakaway
Zbawca
Zbawca
@ladybird_czyta:

Od dłuższego czasu zbierałam się, by sięgnąć po książki autora. Wabiona świetnymi recenzjami i przede wszystkim obietni...

Recenzja książki Zbawca
Maski
Pod maską można ukryć twarz, ale nie swoje prag...
@ksiazkanapr...:

Przyznaję, że po książkę sięgnęłam ze względu na genialną okładkę, od której oczu nie mogłam oderwać. Czy urzekające ko...

Recenzja książki Maski
© 2007 - 2024 nakanapie.pl