Amo jest Autorką, po której książki zawsze sięgnę. Moja miłość zaczęła się oczywiście od serii Elite Kings Club. Tak, czekałam niecierpliwie na każdy kolejny tom. Ubolewam, że nie ma u nas kontynuacji 😔
Później, po drodze, wpadł jeszcze "Malik". Tak bardzo czekałam na tę książke, ale porwała mnie odrobinę mniej niż wcześniejsze. No i mamy "Flip Trick". Byłam nastawiona odrobinę sceptycznie, bo im dłużej czekam na jakąś książkę, tym bardziej zdarza mi się rozczarować. Ale, ta wersja Amo przemówiła do mnie po raz kolejny, chociaż nie obyło się też bez tego, co mi nie do końca dograło. O tym za chwilę.
Zacznę od tego, że opis książki nie zwiastuje historii, którą przeczytacie. Cóż, jest on zaledwie malutkim wstępem do całości. Tak więc, jeśli Was nie zachęcił, to i tak nie ma się co zrażać.
Amethyst i Maddox poznają się wcześnie, bo mając zaledwie siedem lat. Już wtedy udaje im się stworzyć więź, która przynosi im odrobinę szczęścia. Jak wiadomo, w tym wieku wszystko wydaje się łatwe, nieskomplikowane. Wszystko to mija z czasem. Kiedy ma się już ponad dwadzieścia lat, nic nie jest takie proste. Życie toczy się dalej, bohaterowie mają swoje pragnienia, cele, pasje. To właśnie na tym etapie Ame i Mad spotykają się ponownie.
Kreacja bohaterów, konkretnie ich osobowości, po raz kolejny jest na bardzo wysokim poziomie. Nie da się ich nie lubić i już. Moja sympatia do nich jest ogromna. Bohaterka jest dość nietypowa, jak na tego rodzaju książki (za co duży plus), ponieważ uwielbia jazdę na deskorolce i zupełnie nie liczy się dla niej to, jak wygląda. Jest typowym przykładem chłopczycy. Maddox zaś jest najpopularniejszym chłopakiem, za którym kobiety szaleją. Słynie z tego, że nie nawiązuje stałych relacji damsko-męskich. Oboje nie lubią szufladkowania i chcą być po prostu sobą. Nie ma co ukrywać - połączyła ich niesamowita chemia, którą daje się wyczuć przez całą książkę. Tak, Amo potrafi budować tego rodzaju napięcie. Relacja między nimi jest tym, co wzbudza zainteresowanie w książce, to właśnie ona urzekła mnie najbardziej. Tak, podeszłam do niej emocjonalnie. Mam jednak wrażenie, że sami bohaterowie przeżywali swoją sytuację odrobinę słabiej niż ja, a to już zalicza się do minusów. Kolejnym będzie fakt, że chyba tym razem działo się tu odrobinę za dużo. Przynajmniej jak na jednotomówkę. Niestety czułam się trochę przytłoczona ilością wątków, a z drugiej strony uważam, że część z nich śmiało można było bardziej rozwinąć. Tak więc - dobrym rozwiązaniem byłoby coś, na co już nie mamy wpływu, mianowicie historia rozpisana na przynajmniej dwa albo i trzy tomy. Zwłaszcza, że chętnie poznałabym bardziej szczegółowo losy braci Maddoxa.
Autorka zaserwowała bohaterom tyle wzlotów i upadków, że naprawdę bałam się przeczytać zakończenie. Zdarzało mi się już niejednokrotnie czytać książki, w których droga do tego, żeby bohaterowie byli razem, była wyboista, ale tu? Tu tych upadków pojawiło się na tyle dużo, że myślałam o najgorszym scenariuszu na koniec. Ta książka oczywiście nie jest aż tak mroczna, jak znana seria EKC, ale emocje, które dane jest odczuwać postaciom (a tym samym czytelnikom) fundują tak ogromne skoki adrenaliny, że też zapada w pamięci i pozostawia pozytywne odczucia. Należy do tych słodko-gorzkich historii, w których o szczęście należy walczyć albo po prostu czekać na swój moment, licząc po cichu, że właściwy nadejdzie. No właśnie, czy nadszedł? Jeśli chcecie wiedzieć, musicie przekonać się sami.
Mimo minusów, które wymieniłam, książka mi się bardzo spodobała. Aż tyle i tylko tyle. Jednak ważne jest to, żeby czytać z ciekawością i zauważać swoje reakcje na dany tekst. Mam jednak nadzieję, że będę miała jeszcze możliwość przeczytania dzieł Autorki napisanych w stylu, który tak bardzo u niej uwielbiam, czyli tych z odrobiną mroku i z napięciem wywołującym gęsią skórkę. Oczywiście mówię o polskich wydaniach, bo w oryginałach takie już są.