To moje pierwsze spotkanie z autorem. Czy było udane? Trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi, w systemie zero-jedynkowym. Tak-nie. Były elementy, które spodobały mi się i przekonały mnie do twórczości autora, ale były również kwestie, które mnie irytowały.
Szczyrk, góry, środek zimy, do pensjonatu Kazimierza Rogalskiego, przybywa wnuczka Natalia ze znajomym. Dziadek daje wszystkim popalić, jest zrzędliwy, denerwujący i chytry. Goście nie są zadowoleni z obsługi, ale co roku wracają do znajomego na zimowy odpoczynek. Zostali unieruchomieni przez obfite opady śniegu, czas im płynie powoli i nudnie. Aż do chwili, gdy zostaje znalezione ciało martwego właściciela. Wtedy akcja nabiera rumieńców, a każdy z obecnych w pensjonacie staje się potencjalnym podejrzanym. Dlaczego? Nikt nie był w stanie się dostać do budynku. Więc kto? Komu zależało na śmierci dziadka? Kolega wnuczki, Samuel Smoter, detektyw amator, autor licznych opowiadań kryminalnych, rozpoczyna prywatne dochodzenie. Chce zdemaskować sprawcę zanim przybędzie miejscowa policja. Czas nagli, a on obserwuje, zagląda tu i tam, rozpytuje, snuje własne wizje i domysły. Każdy z gości teoretycznie miał motyw, aby chcieć śmierci Kazimierza. Przez lata dał się licznym osobom we znaki, w ostatnio zmienił testament. Czyli pojawia się motyw na tle rabunkowym. Ale jaka jest prawda? Czy faktycznie chodzi o pieniądze? A może skutki zachowań z przeszłości właściciela pensjonatu dochodzą do głosu? Pytania się mnożą, pojawiają się sugestie i mnożą domysły ...
Oczy zachodzące szkarłatem to lekki kryminał, bez krwi i przemocy. Mamy prawdopodobnie morderstwo, tylko szukamy sprawcy wśród małego kręgu kilku osób. Podejrzani są zamknięci w pensjonacie, każdy spogląda wrogo na drugiego, każdy widzi w drugim sprawcę, każdy z nich odsuwa od siebie wszelkie podejrzenia.
Muszę szczerze przyznać, że bardzo irytował mnie amator detektyw, Sam. Chciał zdobyć rozgłos, wybić się na wielką gwiazdę i być sławny. Jego zachowanie oburzało mnie, liczne intrygi i napuszczanie bohaterów na siebie były niesmaczne. Za wszelką cenę chciał sam, bez pomocy policji, odkryć motyw czyny i uchwycić sprawcę. Czy mu się uda? Przekonajcie się sami …
Jak dla mnie fabuła toczyła się nudno i powoli, nie otrzymałam emocji, na jakie liczyłam. Bywały chwile, że musiałam odłożyć lekturę na chwilę, by za jakiś czas do niej wrócić. Dlaczego? Nie byłam ciekawa dalszego rozwoju akcji, jakoś autor nie zadbał o napięcie. A ja nie byłam ciekawa co będzie dalej, gdyż często stwierdzenia Sama utwierdzały mnie w przekonaniu, że sprawca jest wśród gości.
Żaden z bohaterów nie wyróżniał się, nie skradł mojego serca, byli tacy naiwni, zwyczajni i pozbawieni głębszych uczuć. Autor nie zadbał o stronę emocjonalną czytelnika, nie dał szans na wzruszenie, emocje i niezapomniane przeżycia.
Jak dla mnie ten kryminał był pozbawiony energii i werwy, przeciętny, jednym słowem nuda. Liczyłam na wiele, a otrzymałam tak niewiele. Tytuł nie zapadł mi w myśli, już prawie o nim zapomniałam. Nie należy on do tych powieści, o których się pamięta długo i wspomina przez lata.