Zanim zabrałem się za lekturę Dawno temu w Warszawie, nieopatrznie przeczytałem kilka tekstów na temat tej książki, i to szczerze mówiąc, zaskakująco negatywnych. Kim jest Jakub Żulczyk mówić książkowym maniakom nie trzeba, Jego książki mogą się podobać mniej lub bardziej, finalnie jest to jednak pisarz bardzo dobry. Można nie zgadzać się z Jego publicznymi wypowiedziami, czy poglądami, ale nie można przez ich pryzmat oceniać twórczości Autora.
I tak czytam, że zabieg literacki nowy, że to złe, tamto złe i jakoś tak za nowocześnie miejscami, że tematy niepotrzebne i ogólnie trochę Jakuba poniosło. Mówię, no nie, nie można tak się nastawiać negatywnie, zacząłem, i wciągnięty (tak!) przepadłem aż do momentu zamknięcia ostatniej strony, okładki, z niewielką przerwą na opłatek i kolację wigilijną.
Faktycznie nowością jest inna konstrukcja powieści, bo tym razem mamy do czynienia z narracją kilku osób, ludzi których losy przeplatają się tworząc spójną całość fabularną. Nastawiałem się do tego negatywnie (na skutek wspomnianych opinii), ale po lekturze uważam, że to był bardzo dobry pomysł, daje to czytelnikowi ciekawe spojrzenie na perspektywę innych bohaterów, ich interes w „tym wszystkim”, indywidualne rozterki, myśli, motywacje. I przede wszystkim nie pozwala się nudzić czytelnikowi, bowiem objętość książki mogłaby niektórych odstraszyć, a strumień świadomości głównego bohatera Jacka, jak to było w Ślepnąć od świateł, mógłby być nieco nużący.
Fabuła to bezpośrednia kontynuacja poprzedniej części, i mocno z nią siłą rzeczy związana, więc nie polecam lektury osobom, które poprzedniego tomu nie czytały. I mimo że Ślepnąc od Świateł to książka, która choć dobra nie wywarła na mnie wrażenia, to Dawno temu w Warszawie weszło jak złoto. Zakładam, że jest to też stety/niestety wpływ doskonałych kreacji aktorskich dostarczonych nam przez serial będący adaptacją pierwszej książki. Jacek, Dario, Marta Pazińska „Pazina” czy dealer o pseudonimie „Kurtka” to główne filary, wokół których obraca się świat mrocznej Warszawy osadzony dodatkowo w czasach pandemii Covidowej. Trudne czasy dla Warszawiaków i kolejne przymusowe zamknięcia wzmagają warszawskie potrzeby narkotykowe, które za pomocą nowego, groźnego dla zdrowia narkotyku zaspokoić ma Dario i jego mafia. Oczywiście w przedsięwzięciu uczestniczy Jacek coraz bardziej popadający w macki zła, który sam mówi ze „wypisał się z klubu ludzi”. Marta Pazińska, która usilnie stara się pomagać prześladowanym czy obarczonym problemami mniejszościom i młodzi dealerzy, którzy muszą się mierzyć z nowym układem sił. Można dyskutować czy to dobra kontynuacja, ja uważam, że tak i choć niektóre kwestie, powiedzmy, zakończenia nie do końca mi się podobały, trzeba przyznać, że Autor jest konsekwentny, a życiorysy bohaterów zmierzają ku nieuniknionym drogom ich przeznaczenia, tego które sami sobie zgotowali.
Żulczyk pisze wspaniale, i nawet jeśli wkurza mnie to, że bohater ten czy inny robi złe rzeczy, albo dobre rzeczy, ale nie tak jak ja, czytelnik, tego chcę, denerwuje mnie, drażni, drwi sobie ze mnie. Pragnę dobrych zakończeń, pragnę szczęścia dla tak wyrazistych postaci, jakby wyjętych z realnego świata, bo to niemożliwe tak wymyślić, tak dobrze, tak realnie. I ostatecznie jak Dario, z tą swoją śmieszną mową i zdrobnieniami, Jakub Żulczyk kartami powieści mówi do mnie:
Jesteś sobie moim czytelnikiem takim, takie moje książki sobie czytasz ze mną. Czytelniczku ty mój słodziutki. Już jesteś mój. Do mnie należysz sobie.
Chcesz czy nie, tak właśnie jest. Bogactwo literackie tej książki to doskonała uczta, a pisanie Jakubowe jest teraz jednym z najlepszych, jeśli nie najlepsze w Polsce. I jak sam pisał, Jego książki to nie jednotygodniowe jednorazówki „bestsellerowe”, których za miesiąc nikt nie pamięta. One żyją. I dobrze.
A na koniec wspaniały cytat, który maniaków książkowych lekko może rozbawić:
„Jest na Ciebie tyle papieru w prokuraturze, że nawet Mróz tyle nie napisał”.
No nie mówcie, że nie wspaniałe.
30.12.2023 r.