Pisarstwo Żulczyka jest pisarstwem specyficznym. Obnaża ciemne strony funkcjonowania społeczeństwa, pokazuje środowiska i problemy o których większość z nas nie chce wiedzieć. Nie inaczej jest w jego powieści „Dawno temu w Warszawie”.
Opis książki na okładce mrozi krew i przygotowuje nas na wędrówkę po mrocznej Warszawie 2020 roku. W Polsce, tak jak na całym świecie, pojawia się Covid. Zostaje ogłoszona pandemia i związane z nią restrykcje. Ale w Warszawie Żulczyka jakby nie było ani pandemii ani restrykcji. Narkotykowy biznes działa bez zakłóceń. A wręcz się rozwija, bo pojawia się nowa, „cudowna” kapsułka – fosforyzujący „świetlik”. Pomaga wyciszyć strach i uśmierzyć każdy ból. A strach stał się wszechobecny, boją się wszyscy, bogaci i biedni. Fakt, że narkotyk bardzo szybko uzależnia, nie ma znaczenia. W produkcję i dystrybucję specyfiku zaangażowany jest znany z wcześniejszej powieści Żulczyka „Ślepnąc od świateł” Jacek Nitecki (Duch). Nitecki wrócił do Polski kiedy została zamordowana jego siostra i szwagier. Nie było go sześć lat. Uważa, że winnym ich śmierci jest brutalny gangster Dario. Chce jak najbardziej zbliżyć się do niego udając chęć współpracy i zemścić się na nim. Z kolei celem Daria jest zostanie „narkotykowym królem” Warszawy, a może i nie tylko Warszawy. Na kolejnych stronach pojawiają się inne postacie tego „horroru” i autor pokazuje nam świat widziany ich oczami.
Na 800 stronach opisanych jest wiele ważnych problemów społecznych i bogactwo zróżnicowanych osobowości. Żulczyk podejmuje trudne tematy takie jak: skorumpowanie polityków i policji i ich powiązania ze światem przestępców, narkotykowe biznesy i międzynarodowe gangi, patologie świata celebrytów, uzależnienia od narkotyków, mroczne strony świata LGBT+ w tym uzależnienia i prostytucja.
Książka jest mroczna, bo opisuje mroczne strony ludzi. Chwilami przeraża, zdumiewa, oburza. Ale nie pozostawia czytelnika obojętnym. Ma się wrażanie nierzeczywistości tego co opisuje autor. Wielu postaci nie da się jednoznacznie ocenić, wkładając do szufladek: dobry, zły.
Dla mnie fascynująca jest postać Marty Pazińskiej, „siłaczki”, która chce zmienić świat, pomóc tym, którzy są gdzieś na marginesie społeczeństwa, borykając się z niezrozumieniem z powodu swojej orientacji. Przy tym sama jest uzależniona od narkotyków, pogubiona w życiu i relacjach z ludźmi. Ci którym chce pomóc nie widomo czy chcą tej pomocy, bo ukrywają przed nią swoje drugie a może i trzecie życie.
Autor jest także scenarzystą i na powieść można patrzeć jak na kolejne sceny filmu, filmu grozy, bo napięcie narasta, kumuluje się żeby wybuchnąć niszcząc ten świat. Czytając „Dawno temu w Warszawie” trzeba przywyknąć do sposobu narracji autora i specyficznego języka jakim posługują się jego bohaterowie. Język jest specyficzny, bardzo konkretny, dosadny, często wulgarny.
Pozostawia czytelnika z szeroko otwartymi oczami, wyrwanego brutalnie z miękkiego fotela komfortu, próbującego oddzielić prawdę od fikcji.
Dla mnie osobiście była to trudna lektura, ale też głęboko poruszająca, nie dało się jej nie doczytać do końca.