"Pan Przypadek i korpoludki" to już trzecia z książek Jacka Getnera, które do mnie trafiły bezpośrednio od autora, a których bohaterem jest niedoszły prawnik, trochę romantyczny, chociaż być może bardziej cyniczny Jacek Przypadek. Inteligentny, obdarzony ponadprzeciętną umiejętnością kojarzenia faktów i świetną intuicją, a nawet pewnymi zdolnościami jasnowidzenia – spisuje się on znakomicie w roli detektywa. O czym przekonałam się już czytając poprzednie części tej przyjemnej serii kryminalnej.
Mimo iż jest detektywem domorosłym, detektywem z przypadku, gdyż jego dynamicznie rozwijająca się kariera zaczęła się zupełnie nieoczekiwanie, dzięki wrodzonym zdolnościom i błyskotliwości umysłu rozwiązuje zagadki kryminalne prawie że w mig, przy okazji psując krew swemu policyjnemu przeciwnikowi, niezbyt rozgarniętemu, ale sympatycznemu podkomisarzowi Łosiowi. Jacka z powodu jego nadzwyczajnych umiejętności doskonale już znają różne środowiska Warszawy, stąd chętnie korzystają z jego usług w rozwikłaniu różnych tajemniczych sytuacji o charakterze nie zawsze nawet kryminalnym.
W nowej książce, zawierającej – jak każda poprzednia – trzy intrygujące zagadki, bohater ma okazję zabłysnąć artyzmem w sztuce rozgryzania zawiłości kryminalnych tym razem w środowisku korporacyjnym. Stąd w tytule korpoludki, czyli takie ciekawe ludki, które gdy wpadną w korporacyjne tryby, przestają mieć nawet życie osobiste, bo brak im na nie czasu, no, chyba że korporacja zrezygnuje z zatrudniania ich – ale także wtedy głównie robią dobre wrażenie i czekają na odpowiedzi w sprawie pracy. Właśnie jeden z czterech takich delikwentów, stałych bywalców modnej w tym środowisku kawiarni Orient Espresso, byłych dyrektorów poważnych firm, zostaje w dziwnych i dość specyficznych okolicznościach zamordowany. Skierowany na miejsce przestęstwa podkomisarz Łoś, nie bardzo wiedząc, jak sobie poradzić z przesłuchaniem pozostałych Ważnych Dyrektorów, za których się panowie podają, korzysta (aczkolwiek zwykle niechętnie to robi) z pomocy Przypadka, uważając po próbie rozmowy z nimi, że tylko taki idiota jak on da im radę. A Jacek, bynajmniej nie idiota, za jakiego ma go z różnych przyczyn niechętny mu podkomisarz Łoś, lecz fenomenalny bystrzak, w ciągu kilku godzin udowadnia, iż wszyscy bohaterowie tej zagadki kryminalnej mieli motyw oraz w błyskotliwy sposób wskazuje zabójcę; jak to zwykle bywa, okazuje się nim osoba najmniej podejrzana. Co dodatkowo przygnębia podkomisarza Łosia, który zupełnie nie podejrzewał takiego rozwiązania widowiskowo przeprowadzonego przez Przypadka śledztwa.
Dwie pozostałe sprawy są jakby pozbawione cech kryminalnych a co za tym idzie, nie wymagają interwencji organów ścigania, stąd tym razem nie dochodzi do konfrontacji Jacka Przypadka z podkomisarzem Łosiem. Troszkę to zubaża obie opowieści, gdyż pozbawia nas zabawnych sytuacji, jakie mają miejsce, gdy Łoś próbuje przechytrzyć detektywa i go pognębić, a ten dobrodusznie pokazuje, że bez udziału podkomisarza nie rozwiązałby zagadki. Jednakże ciekawa i ze specyficznym humorem potraktowana przez autora intryga wynagradza nam to w pełni. Niezwykłe problemy, które spędzają sen z powiek zleceniodawcom detektywa, są dla nich na tyle istotne, że wymagają bezzwłocznego wyjaśnienia. A przy tym mają dość delikatną naturę. Kto zaś jest najlepszy w takich sprawach? Oczywiście szeroko znany nie tylko ze swej niebywałej wprost intuicji, ale również z nieschematycznego stylu bycia, który przekłada się na niebanalny sposób rozwiązywania zagadek, Jacek Przypadek.
Problem pierwszy sprawia wrażenie niezbyt poważnego, ale może poważnie zaszkodzić korporacji, której każdy pracownik obowiązkowo musi palić papierosy przez nią produkowane. Musi – a tu nagle wykryto, że ktoś pali papierosy konkurencyjnej firmy... ten ktoś to oczywiście wróg i trzeba go niezwłocznie ujawnić. Jacek Przypadek robi to wprost śpiewająco, a na dodatek tym razem tak dyskretnie, by uwolnić od podejrzeń osobę najbardziej podejrzewaną, ale równocześnie nie zdyskredytować sprawcy całego zamieszania. I tu ukłon dla autora za niebanalność intrygi i jej rozwiązania.
Trzecia i ostatnia sprawa bardziej nosi znamiona przestępstwa, gdyż dotyczy kradzieży; nie dobra materialnego, jaką łatwiej jest wykryć, ale myśli – czyli własności intelektualnej. I tym razem wezwany na pomoc Jacek radzi sobie doskonale, a przy okazji udowadnia bohaterowi opowiadania, Julskiemu, że jego metody wychowawcze zaprowadziły go na manowce.
Kryminalne historyjki o groteskowym – ale nie do końca – zabarwieniu, jakie serwuje Jacek Getner w swej sympatycznej serii o prawie genialnym detektywie Jacku Przypadku, mają dodatkowy walor, a jest nim, co nie ulega wątpliwości, barwne i bogate tło obyczajowe. Przewija się w nich, oprócz samego Przypadka i bohaterów kryminalnych wątków, mnóstwo ciekawie nakreślonych postaci, które żyją własnym życiem, po części tylko związanym z samym detektywem. Autor zarówno opowiadane historie, jak i stworzonych przez siebie bohaterów traktuje z przymrużeniem oka oraz dużą dozą humoru, ale równocześnie daje się odczuć, że darzy swoje postaci sympatią, co znakomicie przenosi się na czytelnika – mamy szansę nie tylko polubić bohaterów serii "Jacek Przypadek", ale nawet zżyć się z nimi. Co jest, uważam, dużym sukcesem Jacka Getnera w ich kreowaniu i prowadzeniu. Oczywiście należą się mu również brawa za tworzenie niebanalnych intryg o zabarwieniu kryminalnym i nie tylko, a także za to, że tę serię kryminalną, pozbawioną wszechobecnych w dzisiejszej literaturze wulgaryzmów i nieepatującą seksem, mogą czytać wszyscy, na dodatek z uśmiechem na twarzy.
Polecam na jesienne i zimowe wieczory... książka z gatunku poprawiających nastrój.