Jeśli miałabym stworzyć swój prywatny ranking ulubionych lektur szkolnych, Konrad Wallenrod z pewnością znalazłby się na podium. To wg mnie zachwycająca, przepięknym językiem napisana historia z silnym, niejednoznacznym bohaterem. Mrocznym, posępnym i posągowym. Takim, którego można podziwiać, do którego można wzdychać – i którego można potępiać. Ma ta opowieść cechy dziełka bardzo popularnego, rozrywkowego wręcz, lecz nie przestaje przy tym poruszać kwestii nierozstrzygalnych w niespłycony sposób – a takie książki są najlepsze.
Zakładam, że wszyscy znamy Konrada Wallenroda choćby w zarysie, ale że fabułę da się opowiedzieć w kilku zdaniach, przypomnę. Konrad to Litwin tonący w odmętach wojen krzyżackich, przez Krzyżaków jako dziecko porwany i wychowywany, ale mówi o sobie tak: choć Żyłem wśród Niemców jak Niemiec i imię było niemieckie, to jednak dusza litewska została*. O podtrzymanie ognia w tej litewskiej duszy dba Halban, stary pieśniarz – wajdelota. Dzięki niemu Konrad nie zapomina, kim jest i przygotowuje się do życiowej misji. Staje się rycerzem i przestaje nim być. Zdradza swoich, którzy dla niego przecież swoimi nie są i ocala ojczyznę. Doprowadza do klęski Krzyżaków, którzy mu zaufali, obrali go na wodza, złożyli w jego ręce swój los. Doprowadza do zwycięstwa Litwy – wroga, ale nie wroga. W tak zwanym międzyczasie rezygnuje z miłości, ale jego wybranka jest na to przygotowana i taką drogą, jaką może, podąża za nim. Jej pieśni z wieży mają w sobie i piękno, i smutek, są jednocześnie głosem rozpaczy, łagodności i zrozumienia, do jakich zdolna jest chyba tylko kobieta.
Nauczycielskie doświadczenie mówi mi, że z Konrada Wallenroda należy zdjąć kilka łatek, by stał się dla odbiorcy książką interesującą. Przede wszystkim należałoby zapomnieć – albo przynajmniej starać się nie myśleć o tym, że jest to lektura szkolna. I chcieć tę książkę jako nie lekturę przeczytać. Uważne przeczytanie wyjaśnia prawie wszystko. Trudnością dla niewprawionych i nieobeznanych w gatunkach literackich czytelników może być momentami język i forma (powieść poetycka) – ale tylko momentami i bez przesady, takie Dziady część III albo inna Nie-Boska Komedia to rzeczy o wiele trudniejsze językowo i konstrukcyjnie, więc wykażmy odrobinę dobrej woli i nie marudźmy. Ponieważ ja na ogół mam do czynienia ze zgrają osobników nieczytających lektur, to zwykle muszę tłumaczyć kto jest kim w tej opowieści. Uczniowie przeważnie widzą więcej postaci niż faktycznie tam występuje. Kiedy krok po kroku prześledzimy tekst na lekcji i już to uporządkujemy – nagle wszystko staje się jasne.
Oprócz oceny postępowania tytułowego bohatera, co jest tutaj sprawą kluczową i o czym można toczyć żywe, niekończące się dyskusje, ważna jest także rola opowieści przekazywanych następnym pokoleniom – i rola przekaziciela. Głos z oddali, szacunek dla przodków, dla dawnych, legendarnych bohaterów. Tak mi się zdaje, że jeszcze nie przestało to być ważne.
A ludzie? Ludzi rozdzieliły boje! ** Ot, wytłumaczenie wszystkiego… Nie tylko w czasach Konrada Wallenroda.
* Z Powieści wajdeloty.
** Ze Wstępu.