Ale to było dobre! Rzadziej mam ostatnio czas i natchnienie na książkę, niestety w dalszym ciągu trudno, a mam wrażenie, że i coraz trudniej, trafić na coś dobrego. Ileż to razy narzekałem, że polscy pisarze, samozwańczy thrillerów twórcy, dziełek marnych klepacze - tak naprawdę sami sprawiają wrażenie, jakby się bali odpiąć wrotki i niczym (Ach! Znowu ich przywołam!) Chris Carter albo Maxime Chattam zachlapać krwią książkę, pourywać kończyny! Zbudować napięcie, dzięki któremu będziecie ścierać zęby podczas lektury?! Phi! W polskich tak zwanych thrillerach, napięcia tyle, co w gumce starych gaci, aż tu nagle! Zjawia się cały na biało z przepiękną, klimatyczną okładką od (kontrowersyjnego ostatnio) wydawnictwa Sonia Draga – Piotr Rozmus i Jego Kompleks Boga.
Dlaczego wcześniej nie znałem twórczości Piotra Rozmusa? Nie wiem, natomiast jeśli jesteście w tej grupie, sugeruję szybko nadrobić zaległości. Proszę Państwa! Mimo że ilość przeczytanych przeze mnie książek w tym roku jest niewielka – Kompleks Boga to najlepsze co przeczytałem przez ostatnie miesiące.
Fabuła może niewybitna, konstrukt fabularny raczej klasyczny jak wielu tego typu powieściach – jest sobie człowiek, główny nasz antagonista, któremu zdarzenia różne, a jakże, traumatyczne odkleiły coś tu i tam pod kopułą – efektem czego prowadzi swoją bogobojną misję nawracania, tudzież wymuszania zapłaty od najbardziej zatwardziałych grzeszników. Jak się nietrudno domyślić – zapłatą będzie cierpienie i śmierć, nagrodą odkupienie i możliwość stania w łasce Pana. Po drugiej stronie (nie udało się uniknąć policjanta z problemami) Policjant z problemami. Co nie zmienia faktu, że nie jest osią fabuły a jej częścią, a tak się składa, że historia prowadzona jest przez Pana Autora doskonale.
Od pierwszych stron Piotr Rozmus bardzo ciekawie wprowadza czytelnika w gatunek, buduje napięcie, ale tak, że czytelnik jeszcze tego nie wie/nie czuje. Następnie wprowadza w fabułę, nienachalnie. Poznaje nas z bohaterem, który wydaje się być najważniejszy, ale… po „szybkim” intro dobrze buduję akcje, przedstawiając kolejne postacie. Dosłownie każda postać przedstawiona w tej książce żyje własnym życiem i ma jakieś tło, jakiś charakter oraz co najważniejsze, a występujące już nie tak często w polskiej kryminalistyczno-thrillerowej rzeczywistości, rolę do odegrania. Co może troszkę mierzi to to, że język powieści jest nieco za grzeczny, z drugiej jednak strony powieść nie epatuje bezsensownym, na siłę wstawianym bluzganiem. Dialogi są bardzo dobrze napisane, świetnie służą Autorowi do kreślenia zwrotów akcji i trzymaniu tempa powieści.
Najważniejsza jest jednak sama intryga, sama historia i świetny (decydujący o finalnym odbiorze książki), by to rzec, scenariusz! Nic w tej powieści nie dzieje się bez powodu, nic nie zostaje sobie a muzom, a bo tak mi się napisało, żeby natłuc znaków, albo zmylić nieprędkiego rozumem czytelnika. Rozmus nie pozostawia jeńców, wszystkie zakręty poboczne, w które Autor wysyła czytelnika, są „po coś”, więc im więcej tutaj zaskoczeń, tym bardziej możecie być pewni, że najdrobniejsze elementy nie zostaną bez znaczenia. Do tego też jest ważny taki sposób budowania systemu informacji w głowie czytelnika, żeby zdążyć dobrze poznać bohatera, jego historię, do momentu aż się go polubi... Chytry zabieg, nie chcemy przecież, żeby lubianej postaci coś się stało prawda? Łącznie ze zbudowaniem osobnego wątku romantycznego, który mógłby być osobną powieścią (lepszą niż wypocinki sławnych ostatnio na niniejszym portalu pisanek romansideł z anglo nazwiskami) !
Do tego wszystkiego dopracowany warsztat informacyjny, trochę wstępu do psychologii i mamy dzieło niemalże doskonałe w kategorii polski thriller. Panu Rozmusowi życzę sukcesów i, na litość! Więcej książek!
Bo mi kompleks złych książek nie zniknie. Czytelniczy.
12.04.2022 r.