„Kompletna historia o metalu bez cenzury” to podtytuł powyższej pozycji i już na wstępie miałem obawy. Czy aby na pewno znajdę tu wszystko? Książka liczy sobie około sześciuset stron, jest większa od standardowych wydań i przeraźliwie ciężka. Tak, tak… metal nie należy do tych lżejszych i jak widać, wiedza o nim również. Ale do sedna. Patrząc na to wydanie można się pokusić o stwierdzenie, że jednak udało się tu upchnąć wszystko co najważniejsze. Ewoluowanie gatunku, rozszczepianie się na różne drogi tworząc nowe, szybsze i coraz bardziej mroczne odmiany. Bałem się tylko jednego. Że ta podróż będzie opierała się na statystykach, sucho podanych faktach czy też wzrostach i spadkach podyktowanych przez płytowy rynek sprzedaży. Ale nie i tu nastąpiło miłe zaskoczenie.
Właśnie, bo to jest istotne. Kiedy (czego nie zrobiłem wcześniej) zerkniesz na opis z odwrotu książki, nie znajdziesz w nim standardowego skrótu, który po części może przygotować Cię do lektury. Są tylko wypowiedzi muzyków i tzw. ludzi z branży, którzy oczywiście wychwalają tę pozycję. I tyle. Ale to też zdradza w jaki sposób będzie prezentowana ta historia.
Jeśli dobrze policzyłem, temat metalu, przedstawiony został przez czterysta czterdzieści postaci plus oczywiście autorzy, którzy zestawili to w spójny obraz. Muzycy, producenci, redaktorzy muzyczni czy chociażby fotografowie. Każdy z nich ma swoją wersję faktów, przez co konkretne wydarzenia można poznać pod różnym kątem. Dołóżmy do tego jeszcze czas. Sięgnijmy zatem i zatoczmy śmiało obszar od połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, aż do okresu z około 2013 roku, bo wówczas powyższy tytuł pierwszy raz ujrzał światło dzienne. Niby niewiele, ale to jednak pół wieku osobistych marzeń, sukcesów i oczywiście porażek.
Tak wygląda prezentowana „kompletna historia metalu”. To rozdziały poprzedzone krótkim wstępem, a dalej… niech się dzieje. Przeplatające się wypowiedzi muzyków, rozprawiających się z tematem po swojemu. Od samego początku poczułem się jak na jednej wielkiej imprezie. Siedzimy wspólnie przy piwie i wspominamy. Pamiętasz tego jak zagrał pierwszy raz tappingiem? I nagle rozpoczyna się dyskusją kilku osób, bo każdy widzi tu swoją stronę. Jedni uwielbienie, inni chęć podwyższenia półki, a kolejni okraszenia to cięższym brzmieniem. I tak od słowa, do słowa, poznajemy wzajemne fascynacje, eksperymenty i motywację do udoskonalania gatunku. Z mniejszym lub większym skutkiem. Gdyby to rozrysować na jednej, wielkiej ścianie jak w filmach kryminalnych, ze zdjęciami, to każdy byłby powiązany nitką wzdłuż zaznaczonych pinesek. Ktoś coś dołożył, następny pochwycił, udoskonalił i tak w kółko. Niesamowite. Jak żywy organizm, który nasiąka, uczy się i tworzy.
Ale jak metal to nie tylko rozmowy o muzyce. Choć teraz nie do końca jestem przekonany czy to faktycznie nie jest elementem tworzenia. Alkohol, seks, narkotyki i depresje… znajdziemy tu mnóstwo podanych przypadków, które inspirowały i niszczyły zespoły. Wpisując w internetową wyszukiwarkę słowa „sex, drugs” automatycznie dopisany jest ciąg dalszy „and rock and roll”. Jak się okazuje, ile zespołów tyle sposobów na wzbogacanie się konkretnymi używkami. W tej pozycji nie ma wyjątków, nie ma tematów tabu, panowie bardzo dokładnie opisują imprezy w autokarach, w której główną rolę odgrywają wynaturzone sceny z groupies danego zespołu. Poza tym bójki, wzajemne ścięcia i uleganie nałogom, które kończyły się zwykle odwykiem bądź więzieniem.
Metal z założenia ma szokować, ma niszczyć wszystko co stanie mu na drodze. Ma rozpychać się łokciami, przełamywać normy. Ma być szybki, brutalny i bezwzględny. Każde brzmienie gitary ma przyprawiać o „gęsią skórkę”, każde uderzenie perkusyjnej stopy uderzać po płucach, a kolejny dźwięk gitary basowej wywracać wnętrzności. To właśnie z nim każdy oddany fan czuje się silny i niezwyciężony. Kiedyś w internetowych czeluściach znalazłem mem idealnie pasujący do tematu. Nie znalazłem oficjalnego autora, choć przy tekście było zdjęcie Roba Zombie.
„To jest styl życia. Niczym nie przypomina tego, co podoba się wszystkim, lecz po tygodniu tracą zainteresowanie. Ale muzyka metalowa jest inna, jej miłośnicy słuchają ją wiekami. Dlatego nie są zwykłymi ludźmi. Jeśli coś nam się podoba to na zabój! Nie jak ze zwykłą muzyczką – nikt nie powie, że w zeszłe wakacje podobał mu się Slayer… to są ludzie, którzy te nazwę mają wygrawerowaną w sercu.”
I tak to się wszystko układa w całość. Metal to… dla każdego zupełnie inny kawał muzyki, mimo to mający swój rodowód i anegdoty. To kawał historii, który pokazuje problemy muzyków, często odbijających się od komercyjnej ściany. Niechcianych przez wytwórnie, radia jak i miejscowe knajpy. To może i niekompletna historia metalu, ale w niecodzienny sposób bardzo wyraźnie akcentująca podstawowe zmiany i wydarzenia jakie rozgrywały się w tym okresie. Fajnie było powspominać, fajnie było cofnąć się kilka dekad wstecz i poczuć jak rodziły się inspiracje. Jak wśród przyjaciół rodziły się legendy… i niestety… umierały.