O książce dowiedziałam się dzięki recenzji
@almosa i zachęcona tą recenzją po nią sięgnęłam. Warto było, oj, jak bardzo warto! Kolega
@almos potrafi podrzucać lektury. 😉
Dusza granicy to powieść o silnych więziach rodzinnych i tak samo silnym związku z przyrodą. Jej bohaterowie to ludzie zmuszeni walczyć o przetrwanie, a więc mocni i odważni. Cechuje ich ta szczególna wrażliwość, która pozwala zachwycić się przejrzystością wody w strumieniu, ale nie paraliżuje, nie zatrzymuje w miejscu. Są tu ludzie wierzący w Boga i na swój sposób poszukujący Go oraz ludzie wierzący w naturę, odmalowaną zresztą nieco magicznie.
Rodzinę De Boer poznajemy pod koniec XIX wieku. Matka, ojciec i trójka dzieci żyjący w górach, nad rzeką Brentą w Wenecji Euganejskiej (przyznaję, że przed przeczytaniem książki nazwy te były mi obce). De Boerowie są jednymi z niewielu, którzy tu egzystują, próbując się utrzymać z uprawy świetnej jakości tytoniu. Królewski Monopol Tytoniowy płaci za to niewiele, okoliczności polityczne może i się zmieniają, ale górale wciąż pozostają biedni. Sposobem na poprawę tej sytuacji jest przemyt: (….) człowiek trudniący się przemytem nie stawał się bogaty, ale przynajmniej żył w mniejszym ubóstwie (s. 26). Ojciec rodziny, Augusto, postanawia podwyższyć poprzeczkę – przekroczyć granicę, dostarczyć tytoń górnikom, wymienić go na srebro i miedź. To nie lada przedsięwzięcie, wymagające siły i organizacji, bardzo niebezpieczne. Ciężka przeprawa, podczas której jednakowo prawdopodobne są śmierć od kuli wystrzelonej przez przygranicznego strażnika i runięcie w przepaść. Augusto zdaje się być gotowy na nią jak nikt inny i rzeczywiście, udaje mu się przeżyć. Na kolejną wyprawę zabiera najstarszą córkę, piętnastoletnią Jole. Ale już z kolejnej Augusto nie wraca i rodzina nie ma żadnych wieści o nim. Nie ma rady, aby zapewnić najbliższym byt, w następną podróż Jole musi udać się sama.
Książka przemówiła do mnie jeszcze zanim zaczęłam czytać – samą dedykacją, która brzmi: wolnym, sprawiedliwym, poetom, świętym: duchom nieznającym granic. Bo też i o tym ona jest. O granicach. O tych, którzy je tworzą, jak też o tych, którzy potrafią je przekraczać, wzorując się na naturze. O tym, jakie granice my sobie stawiamy i jakie przekraczamy wewnątrz siebie. Jak się wskutek tego zmieniamy.
Jole jest dziewczyną, w której można się zakochać. Odważną, twardą i piękną. Ją samą i całą wędrówkę autor przedstawił tak, że czułam się niespokojnie, jakbym jej towarzyszyła. Jeśli ona się bała, ja też. Gdy ona nie dawała sobie w kaszę dmuchać, ja również. A kiedy podczas tej wyprawy straciła wszystko i odzyskała wszystko – czułam jej ból i jej szczęście.
Ojciec Jole Był tak małomówny, że czasami potrafił nie odzywać się przez cały dzień. Jego słowa zaś były ostateczne niczym kamień nagrobny (s. 12). Taka też jest książka. Konkretna i nieprzegadana, a przy tym liryczna i momentami niezwykle zmysłowa. Przypomina mi w tym niektóre powieści fińskie, w których też w niewielu słowach potrafi kryć się wiele emocji. Okazuje się, że opis – przyrody na przykład, ale nie tylko – nie musi liczyć iluś tam zdań wielokrotnie złożonych (choć ja przeciwko takim nic nie mam, też potrafią być piękne). Może składać się z kilku prostych i zarazem pełnych zdań. Dusza granicy napisana jest naprawdę wysmakowanym, prawdziwie literackim językiem.
Gdy skończyłam czytać i miałam już ogląd na całość, zaczęłam się zastanawiać… Czy to aby nie stało się w pewnym momencie zbyt nieprawdopodobne? To był jedyny mój moment zawahania przy ocenie powieści. Ale ostatecznie pomyślałam, że akceptuję drogę, jaką przeznaczył Jole i Augustowi autor. Ja też chciałabym, by ich losy potoczyły się właśnie tak. Czytałam egzemplarz wypożyczony z biblioteki, ale wiem już, że na pewno chcę tę książkę mieć. I kolejne tomy również.
I tak mi się skojarzyło... W jednej ze swoich ostatnich piosenek (Ptaki) Krzysztof Zalewski śpiewa: świat pełen granic / coś jak szklanka światła / albo do lasu drzwi / mur taki jak w Berlinie kiedyś stał / może podzielić miasto / ale wciąż go nie widzą ptaki. Może czytał Duszę granicy? Słowa pasują jak ulał.