Mam szczęście, że grube księgi mnie nie przerażają, bo inaczej na pewno nigdy nie sięgnęłabym po „Kochanice króla” nawet mimo dobrych recenzji filmu ze Scarlett Johansson i Natalie Portman, którego, nawiasem mówiąc, nie oglądałam.
Już od pierwszych stron zatopiłam się w świecie XVI- wiecznej Anglii, w świecie, którym panuje Henryk VIII Tudor, bezwzględny tyran, kobieciarz, egoista. Znam go z lekcji historii, uczyłam się co nieco o jego decyzjach, o wpływie na bieg historii, jednak teraz, w zaciszu domowego fotela poznałam jego życie prywatne widziane oczami kochanki Marii Boleyn. Rzadko czytam książki historyczne, dlatego ciężko było mi uwierzyć, że to wszystko nie jest jedynie fikcją literacką. Kiedy jednak się z tym pogodziłam Maria stała mi się bardzo bliska. Rozumiałam jej przeżycia, troski i pragnienia. Choć od najmłodszych lat była dwórką i znała swoje miejsce w świecie, którym bezspornie rządzili mężczyźni, to w głębi duszy pokochała wieś, życie z dala od zgiełku królewskiego dworu, od nieustannych intryg, knowań, pustych komplementów i sztucznych uśmiechów. Temu wszystkiemu hołdowała jej siostra Anna, która odbiła jej króla Henryka, gdy Maria rodziła mu drugie dziecko, upragnionego syna. Anna Boleyn posiada wszystkie cechy, które są charakterystyczne dla całej jej rodziny, oprócz Marii. Jest bezwzględna, chorobliwie ambitna, egoistyczna, twarda. Po trupach dąży do celu, dosłownie, a celem tym jest korona. Nie liczy się los ówczesnej żony Henryka, Katarzyny, nie liczy się miłość, jedynie władza.
Książka pokazuje jak człowiek potrafi zgubić sens życia i nawet o tym nie wiedzieć, albo być zbyt dumnym, by przyznać przed samym sobą, że to, do czego dążył całe życie jest bez wartości i prowadzi jedynie do zguby. Jedynie Maria za pomocą Wilhelma, swojej prawdziwej miłości zrozumiała w pełni to, że „w głębi ducha wszyscy jesteśmy prostymi ludźmi, którym niewiele do szczęścia potrzeba(...)”, jednak on zawsze dodawał „(…) tyle, że niektórzy z nas powołani są do wielkich rzeczy i ci muszą poświęcić się dla sprawy”.
Wspaniale czytało mi się fragmenty, które opowiadają o przebywaniu Marii na prowincji z dziećmi, a później opis jej miłości z Wilhelmem i pięknego i skromnego życia na własnym kawałku ziemi. Powiem szczerze pokochałam Marię prawie tak samo jak Scarlett O’Harę, choć obie kobiety bardzo się różnią Kontrast pomiędzy Marią, która w końcu podjęła decyzję o wyrzeknięciu się pieniędzy i zaszczytów na rzecz ubogiej rodziny, a załamaną, udręczoną królową Anną jest nazbyt wyraźny, aby nie zrozumieć, jaki przekaz niesie za sobą tragiczna historia drugiej żony Henryka VIII..
„Kochanice króla” pozwoliły mi też docenić czasy, w których żyję. Choć nie raz wydawało mi się, że dałabym „pół królestwa” w zamian za możliwość założenia wspaniałej sukni z gorsetem i wzięcia udziału w balu na królewskim dworze, teraz wiem, że są to tylko zbytki, które zasłaniają prawdziwe oblicze Anglii tamtych czasów. Kim była wówczas kobieta? A raczej czym? Karta przetargową, traktowaną jak koń, którego należy przede wszystkim korzystnie sprzedać. Bezwolną marionetką, która nie ma prawa do własnych uczuć, decyzji, własnego zdania. Ozdobą mężczyzny, jego własnością, która jest tylko tak bogata jak on, ale na własność nie ma nic. Musiały bezwzględnie słuchać swoich ojców, wujów, braci, mężów, brać udział w ich intrygach, porzucać na rozkaz, zdradzać, uciekać, uśmiechać się i płakać.
Nie mnie oceniać wartość historyczną powieści Philippy Gregory, choć pozwoliłam sobie sprawdzić, jak w innych źródłach są opisywane losy panien Boleyn. Wartość literacka jest jednak niezaprzeczalna, choć miejscami uwierała mnie liczba stron i nie dość szybko rozwijająca się akcja. Jednak końcówka zdecydowanie nabiera tempa i trzyma w niepewności, czułam uścisk w sercu, wydawało mi się, że jestem Marią – nie przesadzam. Czasami jednak byłam tylko zwykłym podsłuchiwaczem ukrytym za kotarą, a to dzięki dialogom; niewymuszonym, nieszczędzącym pikantnych szczegółów i tajemnic, których nie powinniśmy znać, ale poznajemy dzięki Philippie.
„Kochanice króla” wzbudziły we mnie wiele emocji, choć spędziliśmy razem także i monotonne chwile. Mam ochotę na więcej, z pewnością sięgnę po kolejne książki tej pisarki, związanej z dworem Henryka, choć na pewno będę tęsknić za Marią i je rodziną. To właśnie ona i rola kobiety były dla mnie na pierwszym planie, dopiero później skupiałam się na charakterze władcy Anglii i historii tego kraju. Jednak i fascynacji czasów minionych znajdą na kartach tej książki zaspokojenie dla swojej ciekawości.