Książka Fuminori Nakamury to pierwsza pozycja japońska, jaką miałam okazję czytać. Ominął mnie szał na twórczość Murakamiego w Polsce, dlatego teraz postanowiłam nadrobić zaległości i zmierzyć się z prozą japońską, by zobaczyć, o co tyle szumu. Padło na "Kieszonkowca".
Jeśli miałabym w skrócie napisać, o czym jest ta powieść, to z pewnością napisałabym, że jest to historia o przeszłości, o mrocznej, brudnej przeszłości, która w końcu dopada bohatera w najmniej spodziewanym momencie.
Główny bohater tej powieści to człowiek, który przemierza ulice Tokio w garniturze szytym na miarę, nie ma przyjaciół ani rodziny, nie ma nikogo, na kim mu zależy, a żyje w okradania tokijskich bogaczy. Okrada ich w sposób dość niezwykły, bo jako kieszonkowiec. I trzeba mu przyznać - jest mistrzem w swoim fachu. Żyje z dnia na dzień, śpiąc w skromnie umeblowanym mieszkaniu, żywiąc się w osiedlowych sklepach i pijąc kawę z automatu. Wiemy o nim stosunkowo mało, spowity jest bowiem swego rodzaju tajemnicą, którą odkrywa jedynie w minimalnym stopniu i to bez większych wyjaśnień.
"Kieszonkowiec" to proza bardzo minimalistyczna i bardzo surowa - czytelnik nie znajdzie tutaj przepięknych opisów czy dialogów rodem z bogatej literatury romansu. Znajdzie za to proste opisy brudnych zaułków Tokio, krótkie opisy przyszłych ofiar głównego bohatera, które nawet zdają sobie sprawy, że za kilka chwil zostaną okradzione w taki sposób, że nawet nie nabiorą podejrzeń.
A wszystkie te bieżące wydarzenia przeplatane są krótkimi wspominkami z przeszłości głównego bohatera. Okazuje się, że brał on kiedyś udział w napadzie na dom podstarzałego biznesmena - szybka akcja, wydawało się, że udana. Miał związać mężczyznę, a w międzyczasie pozostali uczestnicy napadu mieli okraść jego sejf. Po wyjściu z domu wydawało się, że wszystko przebiegło gładko i nie będzie żadnych komplikacji. Jednak następnego dnia, nasz bohater dowiaduje się, że ten starszy mężczyzna nie żyje. I tego dowiadujemy się już z tylnej okładki.
"Kieszonkowcy" to bardzo treściwa powieść - akcja toczy się tutaj wartko i momentami wzbudza spore zainteresowanie. Niestety, ogólny wydźwięk jest dość przeciętny. Z całą pewnością jest to kryminał inny niż to, do czego przyzwyczaili nas polscy, skandynawscy czy amerykańscy autorzy, jednak sama historia i język tej powieści sprawiają, że czyta się to bardzo, bardzo przeciętnie.
Plusem z pewnością jest objętość tej książki - jest niewielkich rozmiarów i bez najmniejszych problemów można ją przeczytać w jeden wieczór. Akcja płynie, więc nie ma przestojów fabularnych, styl także nie jest mozolny.
To nie jest zła książka. Niestety, nie jest to także książka dobra. Mam wrażenie, że wpisuje się idealnie w połowę skali, a ocena 5/10 jest bardzo trafna. Ot, książka na jeden wieczór.
Jestem pewna, że znajdą się osoby, którym za pozycja szalenie przypadnie do gustu. Czytelnicy lubiący taki surowy i minimalistyczny styl z pewnością odnajdą się w tej lekturze. Jednak osoby oczekujące wielkich emocji i mocnych wrażeń raczej powinny darować sobie książkę Nakamury.
Książkę otrzymałam w ramach Klubu Recenzenta w serwisie nakanapie.pl