Niektóre z książek pisane są po to aby bawić i umilić czas czytelnikowi. Są też takie, po przeczytaniu których z wielką ostrożnością odkłada się je na półkę, zamyka oczy i myśli. Do tej drugiej kategorii z pewnością należy zaliczyć książkę „Opowieść wdowy” autorstwa cenionej na całym świecie pisarki, eseistki i poetki Joyce Carol Oates.
Ray i Joyce są zgodnym, spełnionym małżeństwem z długim stażem. Kochają się, dbają o siebie, mimo bardzo długiego stażu małżeńskiego nadal z czułością patrzą sobie w oczy, każdą wolną chwilę spędzają na wspólnych spacerach w parku nad rzeką trzymając się za rękę. Zawsze razem, zawsze we dwoje. Tak jak wielu z nas nie zdają sobie sprawy, że tuż za ich plecami czai się podstępny cień, z wykrzywionym uśmiechem trzymający w rękach klepsydrę, w której ziarenka piasku spadają nieubłaganie. Rankiem 11 lutego 2008 roku rozpoczęło się preludium tragedii. Ray z objawami zapalenia płuc trafia do szpitala. Żadne z nich nie mogło przeczuwać, że to co zaczęło się szarym, zimowym rankiem zakończy się tak tragicznie. Joyce nie zdawała sobie sprawy jakie poważne konsekwencje dla jej całego późniejszego życia będzie miał ten dzień. Nie przewidywała, że to właśnie ona niedługim czasie doświadczy w najgorszym tego słowa znaczeniu co to znaczy umierać podczas życia.
„Opowieść wdowy” to książka, którą można określić na wiele sposobów. Z pewnością jest to autobiograficzna powieść, pamiętnik ale również swoisty podręcznik - poradnik dla kobiet, które straciły męża. Oates znana z bronienia do upadłego swojej prywatności tym razem uchyla drzwi od wieków broniące dostępu do jej życia i wprowadza nas do świata, który był schowany przed kamerami, fleszami aparatów i wścibskimi oczami nieznajomych. Książka nie jest zbiorem opisanych przez autorkę suchych faktów. Joyce ukazuje jak ogromna i prawdziwa była jej rozpacz po stracie męża. Jak z dnia na dzień całe jej życie legło w gruzach. Jak później musiała nauczyć się całego poukładanego przez tyle lat życia na nowo. Opisuje co to znaczy nauczyć się od nowa samotnie spać w dużym, pustym łóżku, w którym zawsze obok leżało ciepłe, pachnące ciało kochanego męża, czy też w samotności poruszać się po domu ze świadomością, że tam gdzieś w pokoju na końcu korytarza przy dębowym biurku codziennie siadał Ray, a teraz stoi tam tylko puste krzesło. Jak trudne są dla niej spotkania ze znajomymi, którzy zawsze uważali was za jedność gdy ty nagle zostajesz zupełnie sama. Opisywane przez nią, naznaczone wielkim cierpieniem i poczuciem bezradności przeżycia doświadczane po śmierci męża przeplatane są wspomnieniami z ich czterdziestosiedmioletniego udanego małżeństwa.
Autorka długo po śmierci nie mogła się oswoić ze swoim wdowieństwem. Nie potrafiła zmusić się do przestawienia zostawionych przez męża książek, skasowania nagranego przez Raya przed laty przywitania na automatycznej sekretarce. Nie była przygotowana na to wszystko co po11 lutego 2008 roku zgotował jej los.
Książka ukazuje nam obraz zwykłej kobiety. Nie pisarki. Nie cenionej na całym świecie literatki lecz kobiety, kochającej żony, która straciła sens życia - swojego męża.
„Opowieść wdowy” nie należy do łatwych książek niemniej jednak należy ją przeczytać. Nie można przejść koło niej niewzruszonym bo pokazuje, że życie to nie tylko pasmo nieustających sukcesów, śmiechu i pozytywnych doświadczeń ale również to o czym niejednokrotnie boimy się nawet pomyśleć. Bo przecież życie to często zdarzenia na które nie mamy wpływu, a które niejednokrotnie nas przerastają.