Zanim przejdziemy do powieści pani Natashy Boyd, warto wyjaśnić kilka spraw. Co to właściwie jest indygo? To organiczny związek chemiczny, barwnik, który występuje naturalnie, ale także wytwarzany jest chemicznie. Jego występowanie w naturze znajdziemy w liściach indygowców z rodziny bobowatych. Wie, że wiele to Wam nie mówi. Jednak jest najważniejszą rzeczą, która związana jest z książką amerykańskiej pisarki. Trzeba też wiedzieć, że kiedyś barwnik ten był również otrzymywany z rośliny zwanej indygowca barwierskiego, jak również z rdestu ptasiego i urzetu. Musicie też mieć poczucie tego, że barwik ten stosowany jest do barwienia naszych tekstyliów, a przede wszystkim do produkcji jeansu. Tak, tak, popatrzcie na swoje dżinsowe spodnie... Szczególnie te tradycyjne, granatowe, niebieskie i... wszystko jasne.
Najpierw kilka słów o autorce. Pani Natasha jest Amerykanką, której domeną są romanse współczesne i powieści z nutką tematyki historycznej. Przykładem tej drugiej jest właśnie Sekret indygo, która na rynku amerykańskim została wydana w 2017 roku. My dopiero w tym roku możemy cieszyć się, że na nasz rynek trafiła ta wspaniała powieść!
Okładka Sekretu indygo ma w sobie coś ekscytującego, coś, co od razu powoduje, że chciałoby się od razu zajrzeć do środka i zgłębić treść. Jeśli wiemy już, co to jest indygo, to okładka idealnie wskazuje na ten kolor. Indygo mieni się tutaj na stroju kobiety i na roślinach.
Czy kiedykolwiek w życiu słyszeliście o Elizabeth Lukas? O młodej kobiecie, która została rzucona przez swojego ojca na głębokie wody i została główną zarządzającą plantacjami rodziny Lukasów w Karolinie Południowej? Podejrzewam, że nie. Ja też nie miałem zielonego pojęcia, że kiedyś, a dokładniej w XVIII wieku, żyła dziewczyna, która w wieku szesnastu lat musiała z dnia na dzień stać się kobietą i która będzie twardą ręką zarządzać rolnictwem na rodzinnych włościach. Musimy jeszcze pod lupę wziąć okres w dziejach Ameryki, w jakim znalazła się młoda Eliza. To czasy niewolnictwa, konfliktów społecznych, to dodatkowo rodzinne intrygi i walka o przetrwanie w "walce" z okiełznaniem natury i dostosowaniem jej do produkcji takich rzeczy, które będą mogły sprzedać się z zyskiem. I właśnie powieść ta będzie pokazywała to wszystko, o czym napisałem. Elizabeth to postać historyczna, to kobieta, która zapisała się na kartach historii Stanów Zjednoczonych. Nie tylko przez indygo, z którym i z innymi przeciwnościami losu musiała się zmierzyć w swoim młodym życiu. Warto dodać, że jej synowie zostali ważnymi politykami w Karolinie Południowej i zostali nominowani na prezydenta i wiceprezydenta kraju.
Jaki jest fenomen tej powieści? Poznajemy myśli i plany działania Elizy, bo akcja toczy się pierwszej osobie. Elizabeth opowiada nam o życiu na plantacji, jakie ma rozterki i jak będzie starała się je rozwiązać. Pokaże też czytelnikom, że niewolnicy wcale nie muszą być poniżani, bici, karani za mało znaczącą przewinę, by jeszcze wydajniej pracowali dla swych panów. To też historia, że nie tylko mężczyźni mogą zarządzać, planować, działać, prowadzić księgi rachunkowe. Powieść czyta się zapartym tchem, wręcz miałem wrażenie, że kibicuję młodej Lukas w dopięciu wszystkiego na ostatni guzik, a w sytuacjach, które nie poszły po myśli kobiety, sam jestem z tego powodu smutny i załamany.
To powieść o wielkiej odwadze i o tym, że warto mieć marzenia i plany, warto je realizować, mimo przeciwności losu.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu i pani Katarzynie Szewczyk.