Ta książka jest niezwykle specyficzna i na swój uroczy sposób wyjątkowa… Na pewno trzeba jednak podejść do niej z lekkim dystansem i przymrużeniem oka…
Na dzień dobry poznajemy sympatyczną seniorkę o imieniu Tova, którą życie bardzo mocno doświadczyło i utraciła najbliższe sobie osoby.
W tym osamotnieniu i ogólnym rozpamiętywaniu dramatycznych- nie do końca jasnych wydarzeń, ku zdziwieniu czytelnika mogłoby się wydawać, treść książki nie jest przepełniona rozpaczą, zgryzotą i nieustannym bezsensem, a wręcz przeciwnie… ukazana jest niespotykana siła tej starszej kobiety.
To jest w tym przypadku super, takie pokazanie szklanki do połowy pełnej, gdzie pomimo różnych najgorszych przeciwności życia człowiek nie staje się wyłącznie ponurym i zgorzkniałym, na wszystko narzekającym w dodatku seniorem. Tova wychodzi do ludzi, do pracy i po prostu bez użalania nad marnością i dramatem wyciska z życia to co się jeszcze da… nie wiedząc nawet co ją jeszcze spotka…
Gdy na jej drodze pojawia się Marcel… to już w ogóle zaczyna się jakaś surrealistyczna i odlotowa relacja z takimi skutkami… że wszystko wywraca się o 360 stopni. Wyobrażacie sobie, że można nawiązać relację z wielką ośmiornicą? Zrozumieć w ogóle takie stworzenie? Uwierzyć, że może coś zmienić w naszym życiu? Chcieć nam pomóc? Rozwikłać tajemnice z przeszłości? Tak, ośmiornica… no to jakieś jaja przecież, ale mówiłam… nie bierzcie tego całkiem na serio. Bawcie się tylko dobrze.
Przyznam, że te „rozdziały” kiedy można było wejść w umysł Marcellusa i odkrywać jego spostrzeżenia dotyczące podsumowań ludzkiej rasy w sposób lekko zabawny, ale zarazem mądry i trafny to było rozbrajające i urzekające doświadczenie. Do tego ta jego inteligentność i łączenie faktów niezauważalnych przez ludzi i sposoby, by rozjaśniać im umysły były czymś niesamowicie ciekawym i wciągającym. Ubolewam jednocześnie że były tak krótkie, bo chciało się tego słuchać i słuchać. A w zasadzie czytać i czytać.
Na szczęście akcja nie ogranicza się wyłącznie do tych dwóch stworzeń, przez co nie można w pewnym momencie poczuć się znudzonym. Stopniowo wszystko rozrasta się do nowych wydarzeń i kolejnych osób co pozwala rozkręcić jeszcze bardziej fabułę, łącząc ze sobą również wydarzenia z przeszłości. Rozwikłując stare tajemnice i wyjaśniając to co wcześniej nie było jasne aż do tego momentu tu i teraz, by zrozumieć kto i jaką dla kogo odgrywa rolę. Pojawia się między innymi ważna postać w życiu Tovy i jego trudna historia.
Cameron-chłopak który w pracy zastępując „samicę” w bardzo znaczący sposób odmieni jej życie. Wszystko to stanie się za sprawą Marcela, który maczając w tym swoje macki niejako ich połączy. Czy jednak ludzie zrozumieją intencje ośmiornicy i jego ingerencje w ich życie oraz czy finał tej sprawy okaże się happy endem, będziecie musieli przekonać się sami biorąc w swoje ręce ten debiutancki egzemplarz amerykańskiej pisarki. Myślę też, że kto już sięgnie po tę książkę będzie do ostatniej strony wzruszał cię coraz bardziej.
Bo mnie wzruszyło to co Marcel robił dla Tovy, mając trzy serca.
Bo wzruszyło mnie dogłębnie to, co Tova zrobiła z Marcelem na sam koniec mając jedno serce.
Wzruszyła mnie ta historia, bo choć może pomimo jej ogólnego „pokręcenia” i może pomimo też tego, że zbyt naiwna i niedorzeczna… tak urzekająca, przyjemna i zapadająca w pamięci.
„Niezwykle szlachetne stworzenia” to niezwykle szlachetna książka niosąca też z pewnością pozytywne przesłania. O sile, nadziei i wychodzeniu z ciemności… Czuję teraz wielką błogość.
Też chcecie poczuć? No to chyba nie muszę więcej polecać?
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.