Znacie odwieczny dylemat odnośnie tego, co było pierwsze - jajko czy kura?
Cóż, w tej historii wszystko zaczęło się od jajek. Właśnie w takim stylu wracamy do Chicago.
William, William, William. Mężczyzna, który stoi na szczycie drabiny przemysłu farmaceutycznego. Jako prezes koncernu stał się twarzą branży, jego nazwisko zna każdy, a tym samym to właśnie na niego spada również walka z trwającym w Stanach kryzysem opioidowym. Biedak, pewnie żałuje, że z pewnych przyczyn musiał zrezygnować z kariery lekarskiej, zwłaszcza, gdy dosłownie obrywa jajkami rzuconymi przez pewną krzykliwą, rudą istotę, a w dodatku to wszystko uwieczniają media. Zanosi się na zemstę.
Audrey to kobieta, która zdecydowanie najpierw działa, a później myśli o ewentualnych konsekwencjach, a może nawet i nie. Bardzo zależy jej na tym, aby móc pomagać tym, którzy sami nie są w stanie sobie poradzić. Młoda pani doktor ma za sobą przeszłość, która diametralnie wpłynęła na jej sposób bycia. Czy poradzi sobie z charakterem Willa? Jak skończy się wojna między tą dwójką? Walka na pewno jest bardzo ciekawa i przynosi wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji.
Zacznijmy od wspomnianego kryzysu opioidowego, który idealnie wtopił się w tło. Uważam, że temat został doskonale rozwinięty, tym samym nie przynudza, a wręcz wywołuje jeszcze większą chęć zagłębienia się w nim. To kolejna książka, która pokazuje, jak Ania dopracowuje to, o czym pisze. Mimo faktu, iż "Pokaż mi, kim jesteś" ma przede wszystkim zapewnić czytelnikowi chwilę ksiazkowej rozrywki, możemy wynieść z tej historii wiele ciekawostek naukowych. Tak więc, albo Ania już ma na tyle dużo ciekawostek w swojej głowie albo poświęca na research sto dwadzieścia pięć procent swojego czasu. Gratulacje.
Jak można wywnioskować z tego, co napisałam we wprowadzeniu, relacja głównych bohaterów rozpoczyna się od soczystego enemies. Jeśli pomyślicie, że nie będą w stanie przebić swojego pierwszego spotkania, potrzymajcie Ani piwo i czekajcie. Tu wchodzą idealne dla mojego poczucia humoru potyczki słowne, ale i małe występki, które trudno znosić im z godnością, ale zadzierają wysoko brody i brną w to dalej. Chociaż nikt nie wie, ile serce Williama jeszcze da to rade wyrzymać 😅 właśnie wtedy okazuje się, że ta nienawiść zaczyna nabierać nieco innego znaczenia, bo przecież kto się czubi...
Każde kolejne spotkanie zaczyna ich zbliżać, spojrzenia są coraz dłuższe, iskry zaczynają przeskakiwać z zupełnie innego powodu. To on czuje to wszystko pierwszy.
Napięcie się kumuluje, każda postać łapie się na zwracaniu uwagi na szczegóły dotyczące tej drugiej, a czytelnik przepada wraz z nimi z każdą chwilą. Zwłaszcza, że tak idealnie dostrzegalne są przemiany tej dwójki. Chociaż różni ich dwanaście lat, oboje chcieliby zapomnieć o przeszłości, która ich dotknęła. Trafiając na siebie, zdecydowanie to sobie ułatwili.
Ta książka stanowi świetny przykład nienachalnie rozwijającej się relacji. Bohaterowie stopniowo odkrywają kolejne karty idąc od ogółu do szczegółu. Nie jest to przeprawa pozbawiona przeszkód, wywoła wiele emocji, ukaże, jak bardzo zniszczony psychicznie może być człowiek. Znajdzie się też kilku bohaterów, których chętnie obrzuciłoby się jajkami z salmonellą, ale musicie sami sprawdzić, o kim mowa.
Pokochałam Dee i Willa, bo po prostu nie da się inaczej. Mam nadzieję, że przepadniecie dla nich tak samo, bo to, co wymyśliła Ania, dopracowane zostało w każdym możliwym aspekcie. Fabularnie każdy element odnalazł swoje miejsce, a język został dostosowany do konkretnej sceny, konkretnych postaci.
Aaaaa, prawie zapomniałam! Wspaniałe trio (Z-W-B) nadal w formie! Taka przyjaźń potrzebna jest każdemu. Tak, tak, Zachary nadal żyje, żadne problemy natury żołądkowej go nie pokonały.