Historia o przyjaźni, miłości, utraconym zaufaniu i nadziei na lepszą przyszłość. Właśnie tak w kilku słowach podsumowałabym książkę, która zachwyciła mnie już na poziomie okładki. Potem było tylko lepiej.
Tamsin chce zacząć od nowa. Ucieka na drugi koniec kraju, by odciąć się od przeszłości. Studiuje literaturę i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nawiązuje nowe przyjaźnie, ale jednocześnie zapewnia, że nie chce miłości - jej ostatni związek był katastrofą. Rhys to osadzony za niewinność mężczyzna, który po opuszczeniu więzienia nie do końca potrafi funkcjonować w otaczającym go świecie. Kiedy drogi bohaterów zaczynają się krzyżować, pojawia się nadzieja na lepsze jutro. Czy jednak relacja jest w stanie przetrwać, gdy na światło dzienne wychodzą kolejne tajemnice?
Kiedy otworzyłam paczkę, nie mogłam wyjść z zachwytu, jaki wywołała we mnie okładka tej książki. Być może niektórzy powiedzą, że jest odrobinę kiczowata - dużo różu, pomarańczy i brokat. Mnie ta mieszanka oczarowała i przez kilka minut po prostu się na nią gapiłam. Jest cudowna. Prawdopodobnie jedna z najpiękniejszych okładek wśród książek, które mam na swoim regale.
Rzadko sięgam po książki typowo obyczajowe. W ostatnim czasie skupiałam się raczej albo na tematyce mafii, albo uciekałam w kryminały. Nie przepadam za historiami o zwyczajnych miłostkach i problemach dnia codziennego. Tutaj zrobiłam wyjątek i nie żałuję. Problemy bohaterów są bardzo... przyziemne; takie, które mogą przydarzyć się każdemu z nas i chyba w tym tkwi siła książki. Relacja z życia Tamsin i Rhysa to coś, w czym czytelnik chce się zagłębić, bo może odnaleźć tutaj samego siebie. Styl autorki jest specyficzny. Tekst sam w sobie czyta się lekko, jednak chwilami nie potrafiłam pozbyć się wrażenia, że zdania są ucinane w połowie, że autorka gubiła myśl i nie zdążyła jej uzupełnić. Być może był to zabieg celowy, a być może niedopatrzenie. O cokolwiek by nie chodziło - czasami utrudniało to płynność lektury, ale ostatecznie jestem skłonna przymknąć na to oko.
Bohaterowie zostali wykreowani na zasadzie kontrastu, ale takiego, który ich łączy i sprawia, że są dla siebie nawzajem swego rodzaju terapią i szansą na rozpoczęcie nowego życia. Tamsin to niezwykle ciepła, odważna dziewczyna z ogromnym dystansem do siebie i popełnianych błędów. Rhys to zdystansowany, młody mężczyzna, który ma problem z odnalezieniem dla siebie miejsca w świecie, który przez okres jego odsiadki tak bardzo się zmienił. To właśnie dzięki Tamsin zaczyna stawać na równe nogi i ten akcent bardzo mi się podobał; ta relacja to nie kolejny związek, w którym dziewczyna jest na zabój zakochana. Pomaga, jest wsparciem, wykazuje się mądrością i to zdecydowanie ona wiedzie prym. Jedyne ,,ale'' mam co do tempa wszystkich wydarzeń. Uczucia pojawiły się bardzo szybko, a przecież bohaterka zarzekała się, że na razie kończy z mężczyznami.
Liczne problemy naszych bohaterów - niestety lub stety - spadły na dalszy plan. Uczucia i relacje grały pierwsze skrzypce, co sprawiło, że kwestia niesłusznego skazania Rhysa czy prywatne sprawy Tamsin były jedynie dodatkiem. Mam co do tego mieszane uczucia; z jednej strony chciałabym wiedzieć więcej, z drugiej zaś książka straciłaby swój urok, gdyby zajmowała się problemami, a nie przyjaźnią i miłością. Mam spory dylemat, by ocenić ten konkretny aspekt.
Książkę jako całokształt odbieram jednak pozytywnie. To był miło spędzony czas, który upłynął mi na wzruszeniach, uśmiechach i cieple, jakie budzi we mnie niewiele historii. Chętnie sięgnę po kolejne części.