Ileż to razy próbowałem czytać Mroza z nadzieją, że przestanie psuć swoje własne, cokolwiek dobre historie już w trakcie ich pisania. Trawers przemęczyłem, ponieważ chciałem znać teoretyczny koniec tej historii. Obniżając wymagania co do uczty dla umysłu, spodziewałem się lekkiej sensacyjki typu "zabili go i uciekł".
A więc, pała bęc, dlaczego uważam, że książki Mrozowe należy (z wyłączeniem pierwszych siedmiu tomów o Chyłce) omijać:
1. WYDANIE. No mniej tekstu na stronę wbić się nie dało1 Wydanie normalne, nie kieszonkowe - zrobniona z tego cegła. Gdyby te mniejsze marginesy i czcionka byłoby lepiej. Nie jest. Oczu kąpiel zalecana.
2. FANTAZJE AUTORA. Jak pisałem przy Chyłce, że przez 7 tomów nic między Nią i Zordonem, co chłopaka będzie kosztować terapię i w normalnym życiu się nie wydarza, tak w każdej jednej książce tego autora, w której bohater trafia do więzienia BAM! "Klękanie do miecza" i "przyjmowanie w styję" leci w najlepsze! Cóż za bogate fantazje i kipiący seks w głowie autora, gdzie pan z panią nigdy, ale więzień i do tego "robiący pałę" nie ma sprawy! Możecie być pewni, jeżeli w jakimkolwiek mrozowym produkcyjniaku ktoś trafi do więźnia - niemalże natychmiast autor puszcza wodze fantazji o erotycznych zapędach współwięźniów.
3. FABUŁA I POSTACIE. O ile Przewieszenie było jeszcze "jak Cie mogę", takim filmem ze Stevenem Seagalem co się jeszcze jako tako broni, tak Trawers jest po prostu...nudny! Z powodzeniem możecie czytać co trzecie zdanie, zero strat fabuły, a jaki zysk czasu! :) Akcja nie dzieje się za przewodnictwem Forsta, ani nawet obok niego. Jest Pani Prokurator i Osica Inspektor. Oni są prowadzącymi książkę, wokół nich "dzieją się rzeczy". Ze sobą rozmawiają. A tymczasem, miejscami, Remigiusz przypomina sobie, że przecież głównym bohaterem jest Forst, który UWAGA wali helenę po kablach w najlepsze (oczywiście w WIĘZIENIU), niczym znerwicowany pracownik korporacji papierosy. W ogóle nie przeszkadza mu to w funkcjonowaniu, nie obniża zdolności psychomotorycznych, nie ujmuje intelektu, sprytu i byciu Iniemamocnym. Jak gdyby nigdy nic operuje umysłem, choć jak mówię lekko z boku. Cudem wychodzi z więźnia, nałóg (a może to nie nałóg, tylko tak sobie, dla zabicia czasu?) mu nie przeszkadza. Hasamy dalej po górach jak kozica górska.
4. ZAKOŃCZENIE. W stylu Mrozowym. Acz tu wybitnie beznadziejne jak na "kończący serię tom". Widać z kilometra, że autor zwyczajnie oszukuje czytelników, że to koniec, a tak naprawdę będzie pisał dalej. Nieuczciwie i nieładnie. Zresztą zakończenie kłóci się z tym co było
w poprzednich tomach jako uzasadnienie działania "tego złego" zbója. Wstyd.
5. NAJWIĘKSZY "SAMOBÓJ" tej książki jest taki, że jest do bólu przesycona na siłę wstawianą poprawnością polityczną i (naprawdę nie chcę pisać lewackimi, bo to nie miejsce na politykę, ale...) aspirującymi mocno w lewo poglądami autora. Jest różnica między poglądami wykreowanych postaci, a wciskanymi im na siłę "w usta" (może to z tych więziennych akcji...) frazesami. Kolejna książka Mroza, gdzie uderza w Polaków, którzy niegdyś uciekali przed wojną (!),a teraz nie potrafią wyciągnąć ręki do biednych uciekających przed wojną Syryjczyków. Piętnuje wykreowanych przez siebie narodowców, pochodzących z najgłupszych mieszkańców opisywanej miejscowości. Pokazuje najniższe instynkty, w lepszym świetle ukazując "uchodźców". Niezręcznie próbuje okrasić to poglądami Osicy, że niby postaci, nie jego. Ale propaganda jest tak bijąca w oczy, że miejscami bohaterowie nie potrafią rozmawiać o śledztwie, tylko o tym, że imigranci to imigranci tamto. Niesamowicie denerwujące. Do tego stopnia, że pomimo ciekawego pomysłu na historię - efekt końcowy jest katastrofalny! Były tutaj na LC już opinie, że Mróz wplata wątek w napisanej przez siebie na kolanie książce, który jest obecnie na topie. I racją jest, że taka powieść stanie się za dwa trzy lata sezonówką dodawaną do Newsweeka (linia programowa zgodna). Za 20 lat nie będzie Stevenem Kingiem. To jest po prostu czystej rasy produkcyjniak. I słaba literatura.
I pomijając to, że (wyjąwszy przywary właściwe mrozowemu pisaniu)
- seria o Chyłce była naprawdę dobra - zajęło mi 12 książek Mroza, żeby dojść do wniosku, że wszystkie następne będą już tylko odtwarzaniem tych samych schematów. To jest zwyczajnie beznadziejne.
18.10.2018 r.