Wiele zostało powiedziane na temat II Wojny Światowej. Komu by o niej nie wspomnieć - każdy coś kojarzy. Z I Wojną Światową jest, wydaje mi się, trochę inaczej. Traktuje się ją po macoszemu. Jej okropieństwa, okopy, wirujące w powietrzu odłamki szrapneli, krzyki zabijanych koni i chmury gazów bojowych bledną przy tym, co zadziało się później.
Chociaż zapewne w 1918 roku nikt nie podejrzewał, że pewnemu panu z wąsem uda się przebić ten koszmar.
Akcja ,,Holenderskiej dziewczyny'' rozpoczyna się w 1936 roku, a więc już po uprawomocnieniu politycznego monopolu NSDAP i oficjalnym mianowaniu Hitlera Wodzem i Kanclerzem Rzeszy.
Lubimy sobie wyobrażać, że w tamtych niespokojnych czasach ludzie wykształceni zwracali uwagę na to, co dzieje się dookoła nich. Że wszechobecna Partia, propaganda sącząca się ze środków masowego przekazu, że nagłe pojawienie się wroga dialektycznego (którym okazuje się Wasz sąsiad! Tak ten, który jest taki dziwny i ten, któremu powodzi się lepiej!), że psychologia nienawiści, że cenzura, dezinformacja, pogarda dla demokracji i zmiany w otoczeniu, że estetyka władzy wciskająca się ze swastykami do urzędów pocztowych i na rewersy monet budziły wśród inteligencji co najmniej zaniepokojenie.
Tymczasem w Raeren absolutnie nikt nie zwracał na to uwagi.
Janna miała lepsze rzeczy do roboty - w końcu została wysłana do Akwizgranu po to, żeby pobierać lekcje szermierki u dawnego przyjaciela ojca. Von Bötticher żył zamknięty w swoim świecie. Nawet, gdy najęty służący, Heinzi, wygłaszał pod jego dachem niepokojące narodowosocjalistyczne tyrady - zdawał się tego nie zauważać. W jego zachowaniu widać nierozsądny protekcjonalizm i pewną arystokratyczną ignorancję. Wydaje mi się, że Egon nie zdawał (lub nie chciał zdawać) sobie sprawy z tego, że ,,plebs'' ma jednak wiele do powiedzenia. I że idee głoszone przez Führera doskonale przemawiały do ludzi prostych, zwykłych i niewykształconych. Ktoś wreszcie pomógł im podnieść się po Wielkim Kryzysie. Ktoś powiedział im, że się liczą. Ktoś dał im pracę, wskazał drogę i powiedział, że są silnym, dominującym narodem przedstawicieli germańskiej superrasy. Że będą rządzić światem!
A jak już wiemy, mądrzejsi o te wszystkie lata i rozprawy naukowe, takie brednie są w stanie chwilowo zaleczyć niektóre ludzkie kompleksy.
,,Holenderska dziewczyna'' rozczarowała mnie, nawet mimo tego, że książkę czyta się naprawdę dobrze. Tak mniej więcej do połowy miałam jeszcze nadzieję na to, że wątek przyjaźni między ojcem Janny, a von Bötticherem zostanie jakoś rozwinięty, rozpisany, pogłębiony. Tymczasem zostałam pozostawiona z poczuciem niedosytu i w zasadzie zastanawiam się jakim cudem tych dwóch mężczyzn nazywało się przyjaciółmi, skoro nie tylko nie mieli ze sobą nic wspólnego, ale jeszcze do tego nawet nie utrzymywali kontaktów.
Ale.
Wątek miłosny również nie był najlepszy. Był, a jakoby go nie było. Nie czułam głębi uczuć bohaterów, tych gwałtownych porywów namiętności (dobra, poryw był raz i ciężko mi sobie wyobrazić, że nie bolało). Nawet emocjonalna komplikacja w postaci bliźniaków mnie nie przekonała. Może dlatego, że oboje byli rozpisani w sposób dość... osobliwy. Zachowywali się bowiem dziwnie, nienaturalnie. Jakby nie do końca wszystko było z nimi w porządku. Możliwe, że to trochę dlatego, że ich matka-aktorka była taką irytującą jasną histeryczną femme fatale swoich czasów. I, rzecz jasna, rywalką Janny.
Bo zawsze jakaś rywalka być musi.
Szermierka, która miała być na pierwszym planie, szybko zginęła pod naporem czapki z trupią czaszką, paczki niewysłanych listów, kilku zdjęć, pasztetów i książki kucharskiej. Jedyną do końca zachowującą się w sposób racjonalny postacią był Pan Wydra, ale jego realistyczne podejście do otaczającego Raeren świata przeszło niezauważone.
Tak naprawdę nic się w posiadłości nie zmieniło. Tego wszystkiego mogłoby nie być.
I chociaż autorka naprawdę nieźle oddała czający się w powietrzu, podskórny niepokój tamtych czasów, to ,,Holenderskiej dziewczyny'' nie mogę nazwać książką dobrą. Przeciętną - jasne. Ale nie dobrą. Bo pomysł był - romanse między młodymi dziewczynami, a ich mentorami naprawdę nieźle się sprzedają, jeśli zostaną dobrze rozpisane. Rodzinne tajemnice też. A już na historie osadzone w realiach II Wojny Światowej jest istny boom. Ale tu mi czegoś zabrakło.
Przesłania. Puenty. Zaskoczenia. Czegoś, co sprawi, że chciałabym tę książkę zapamiętać.
*Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl