Sporych rozmiarów posiadłość Raeren w Akwizgranie, do której prowadzi zardzewiała brama i kasztanowa aleja. To tutaj trafia Janna - młoda holenderka, która ma trenować szermierkę pod okiem Egona von Böttichera, dawnego znajomego jej ojca. Jest rok 1936 roku, Hitler coraz bardziej panoszy się w Europie, świat jeszcze nie wie, że stoi u progu wojny.
„- (…) Na słabe źrebaki nie ma co tracić czasu. Musimy być równie okrutni, jak natura, inaczej czeka nas śmierć. Wiesz, kto to powiedział? (..) - Führer. Państwo nie powinno być organizacją gospodarczą, tylko żywym, narodowym organizmem, który utrzymuje swój własny rodzaj porządku.”
Powieść Marente de Moor aż kipi od emocji i hormonów dorastającej młodzieży. Bo w „Holenderskiej dziewczynie” Jannie towarzyszyć będą w treningach bracia bliźniacy (Friedrich i Siegbert). To w Raeren odkryją smak pierwszych pocałunków i dotyku rozgrzanej latem skóry.
Choć młodzież większość czasu spędza na treningach w powietrzu wisi złowroga atmosfera. Właściciel posiadłości i trener - Egon - sprawia wrażenie aroganckiego i lekko zdystansowanego. Jako Maître rządzi twardą ręką, wprowadzając sztywny harmonogram dnia. Janna jako dobrze zapowiadająca się florecistką jest też czynnym świadkiem historii. Szermierka jest jednak ważniejsza, ważniejsze są tajemnicze listy splatające losy jej ojca z Egonem, w końcu ważniejsze jest odkrywanie własnej kobiecości. Bliźniacy to osoby o narcystycznych tendencjach, w których relacjach dominuje pierwiastek erotyczności. Ich matka ceni dobre jedzenie, aromatyczne wino, żyje przeszłością. Służba Raeren, która niby z oddaniem zajmuje się tą dziwną posiadłością, niby jest wierna Egonowi, ale w gruncie rzeczy staje pierwsza w szeregu do rewolucyjnych akcji.
„Że floret nie jest po to, by kogoś zabijać. Że to tylko taka broń ćwiczebna, sportowy wynalazek, nigdy nieużywany na polu bitwy. Że klinga się wygina, by uniemożliwić śmiertelne pchnięcia, że nie obcina się nim kończyn, polem trafienia może być tylko tułów, a swoja nazwę zawdzięcza tępej końcówce, która przypomina pak kwiatu.”
Co wyróżnia „Holenderską dziewczynę” to kształtne zdania i bogaty język. To jedna z tych powieści, przy której nie wskazany jest pośpiech, a delektowanie się każdym słowem. Dużym plusem jest fakt, że przedstawia rzeczywistość z holenderskiej perspektywy. Książka to opowieść o dojrzewaniu i miłości, obraz niespokojnej atmosfery, czyhające za rogiem zmiany w historii, Marente de Moor ujmuje czas pełen niepewności i napięcia. Czytelnik ma łatwiej, bo wie co się stało i jak wydarzenia po wrześniu 1939 roku wpłynęły na świat. Janna i bliżniacy tego nie wiedzą, dlatego z pasją trenują i biorą udział w pojedynkach. Nie wie tego też Egon, dlatego beztrosko brodzi w skąpanej letnim deszczem trawie, poluje na jelenie i konno przemierza należące do posiadłości pola.
Na „Holenderską dziewczynę” był pomysł. Jednak finalnie zabrakło głębi w powieści. Zabrakło jakiejś puenty. Historia zgubiła się w monotonii narracji Janny. Dziewczyna jest młoda i naiwna, co w miarę zrozumiałe. Jednak wszystko czego dotyka i czym się zajmuje jest jakby… pozbawione kolorów. Rozwikłanie zagadki dotyczącej przeżyć jej ojca i Egona zajmuje jej większość czasu, niby ją to pochłania, ale w praktyce całość sprowadza się do czytania ukrytych listów i miętoszenia wyblakłego zdjęcia. Nie docieka, nie analizuje, nie konfrontuje. Końcowe odkrycie jest wstrząsające tylko dla niej, dla czytelnika jest jakie jest. Dominuje wrażenie, że ogrom wiadomości zostało zlekceważonych, potraktowanych za lekko i błaho. Nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam książkę, ot taki mało znaczący finał.
Jakby zabrakło kartek, jakby zabrakło pomysłu.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Laureatka AKO Literature Prize i Nagrody Literackiej Unii Europejskiej. 70 tysięcy sprzedanych egzemplarzy w Holandii, przetłumaczona na 10 języków.
Złowroga atmosfera, moralne dylematy, szalone nami...
Laureatka AKO Literature Prize i Nagrody Literackiej Unii Europejskiej. 70 tysięcy sprzedanych egzemplarzy w Holandii, przetłumaczona na 10 języków.
Złowroga atmosfera, moralne dylematy, szalone nami...
Wiele zostało powiedziane na temat II Wojny Światowej. Komu by o niej nie wspomnieć - każdy coś kojarzy. Z I Wojną Światową jest, wydaje mi się, trochę inaczej. Traktuje się ją po macoszemu. Jej okro...
„W naturze człowiek nigdy nie jest samotny”. Niemcy, 1936 rok, osiemnastoletnia Jane zostaje wysłana przez swojego ojca do jego przyjaciela jeszcze z czasów I wojny światowej Egona von Böttich...
@tatiaszaaleksiej
Pozostałe recenzje @justyna_
Jan, Halina i Juliusz
Nazwisko Machulskich zna każdy, nawet laik kinowy czy teatralny. Czy to za sprawą ról Haliny i Jana, czy filmów Juliusza. Anna Bimer tym razem sięga po historie trojg...
Bez wątpienia po „Wilczycę” nie powinno się sięgać bez znajomości pierwszej powieści cyklu („Poszukiwacz zwłok”). Mieczysław Gorzka bez wahania wrzuca Czytelnika od razu...