"Labirynt - Alicja w krainie schematów". Brzmi górnolotnie, wprost nader mądrze i skrywa w sobie tajemnicę, ciekawość i chyba też coś dotąd nieznanego. Po okładce, po treści już próżno szukać tych plusów. Opisy na obwolucie tworzą, według mnie, karykaturalny opis tego, co skrywa w sobie ta książka. Oto Ona, zwana często Księżniczką, trafia do labiryntu, który przechodzi szukając wyjścia. Jednak owo zaplatanie nie służy tylko i wyłącznie uwolnieniu, ile metamorfozie samej siebie. Zmianie na lepsze. Ten czas poszczególnych zakrętów ma służyć zadumie nad sobą, zmianie, odkryciu wad i ich eliminacji. Wady przecież blokują i ograniczają. Zawężają emocje, wzrok i odczucia. A ona musi się ich świadomie wyzbyć, by po wyjściu być inną sobą. By być odmienioną wersją siebie samej o jasno sprecyzowanych celach, potrzebach i aspiracjach.
Takie jest przynajmniej założenie owej książki - a jak to się ma do faktycznego stanu treści?
Nijak.
"Labirynt..." to ni powieść, hi spisana teoria psychologii w kontekście kobiety, która marnuje potencjał tkwiąc w toksycznych relacjach, ni poradnik na lepszą drogę życia. Wszystko po trochu, co w konsekwencji dało przerost formy nad treścią, przerost ambicji nad rzekomo wyszukanymi słowami. Poplątanie z pogmatwanym.
Oto ona co rano budzi się w innym pokoju. Pokoju, który na nią wpływa i który skrywa zadanie. Zadanie najczęściej mentalne i psychiczne w sobie samej. Spotyka w tych pomieszczeniach różne osoby. Jest Anioł Stróż, jest babcia, jest ojciec, jest też on, partner, z którym się aktualnie związała, z którym związek utknął w miejscu. Czasem pojawia się szafa, a wniej ubrania, które Ona na siebie zarzuca adekwatnie do samopoczucia. Sama forma labiryntu to substytut poplątanej psychiki, myślenia i błędnej interpretacji wyciąganych wniosków. Księżniczka-podróżniczka musi dokonać swojej transformacji, świadomej zmiany. Musi nauczyć się "bawić codziennością" - do czego namawia ją babcia, poluzować ramy samej siebie, odmienić postrzeganie jego osoby w kategoriach własnych reżimów i schematów. A on musi zaakceptować myśli, jakie się w nim obudziły podczas jej nieobecności. Obydwoje muszą zdecydować o swojej przyszłości - razem, czy osobno. Jeśli razem - to na nowych warunkach. W końcu rozłąka musi być po coś.
"Labirynt" to według mnie przegadana książka, książka o niczym. O kobiecie, która ni to przebywa w bajce, ni we własnej duszy ni w domu, ni we śnie. każdy może ją umieścić, gdzie chce. Wedle siebie. I do końca zastanawiałam się, co ta ksiązka ma mi dać? Co to w ogóle jest? I do dziś gubię się w domysłach.
Szkoda, wielkie rozczarowanie.