"Gdy wschodzi słońce" Jen Devon zaciekawiło mnie już w zeszłym roku, gdy zobaczyłam o tej pozycji pozytywne opinie na zagranicznych book mediach. Nie mogłam doczekać się Polskiej premiery i sięgnęłam po tę pozycję od razu, gdy tylko książka do mnie dotara.
Poznajemy w niej historię Harrego - położnika, którego przytłoczyły tragiczne wydarzenia mające miejsce w jego życiu. Stracił pacjentkę, rozpadł się jego związek i szuka teraz ucieczki od problemów i pocieszenia w nabytej przez jego rodziców winnicy. To właśnie tam poznaje Rowan - piękną botaniczkę, o sercu zamkniętym na klucz, która ma pomóc w uratowaniu winnicy. Tę dwójkę ciągnie do siebie od pierwszego spotkania, jednak czy Herremu uda się dotrzeć do Rowan i zdobyć jej serce?
Jest to historia dość specyficzna i mam wrażenie, że nie każdemu przypadnie do gustu. Relacja bohaterów rozwija się bardzo powoli, mamy ogrom przeskoków czasowych, a sam romans, choć stanowi sporą część tej książki, to nie jest w moim odczuciu najważniejszy. Momentami wkrada się tutaj powieść obyczajowa i skupiamy się na relacjach rodzinnych, przyjacielskich i problemach winnicy, więc jestem zdania, że tego typu historie trzeba po prostu lubić. Muszę przyznać, że mnie ona urzekła!
Mamy tu moje ulubione motywy, takie jak grumpy and sunshine (tylko w odwróconej wersji), slow burn i on zakochuje się pierwszy. W dodatku cała historia rozgrywa się w pięknej winnicy. W związku z miejscem akcji, pojawia się sporo opisów przyrody i samej pracy Rowan, co wprowadza czytelnika w bardzo przyjemny klimat. Jen Devon potrafi "malować słowem" i wszystkie opisy są bardzo obrazowe i pobudzają wyobraźnię. Praca Rowan bardzo mnie intrygowała, więc wszystkie wzmianki dotyczące badań czy jej relacji z przyrodą pochłaniałam jak gąbka.
Postacie przedstawione są w ciekawy sposób i wszystkich da się lubić. Moim ulubieńcem jest oczywiście Harry. Wykreowany został cudownie i to mój kolejny materiał na książkowego męża. Ma się ochotę go przytulić i nigdy nie puścić, a sceny z nim roztapiały moje serce. Jest cudownym i ciepłym mężczyzną, próbującym sobie radzić z trudną przeszłością. Rowan to natomiast z pozoru chłodna i zdystansowana kobieta, na której zaufanie i otwartość trzeba sobie zapracować, ale gdy już dopuści kogoś do siebie, to okazuje się zupełnie inna. Harry i Rowan to komplete przeciwieństwa, co jeszcze mocniej przyciągnęło mnie do tej historii.
Nie jest to na pewno pozycja bez wad. Czasami zachowanie bohaterów było dla mnie niezrozumiałe i szczególnie Rowan doprowadzała mnie do szału. Starałam się zrozumieć jej nastawienie, bo sporo w życiu przeszła, ale nie zawsze mi się to udawało. Przeszkadzały mi trochę też liczne przeskoki czasowe. Początkowo myślałam, że to sprawi, że relacja bohaterów wyda mi się bardziej realna, ale niestety tak się nie stało. Całość trochę za bardzo się rozwlekła w czasie, a samych scen pomiędzy głównymi bohaterami było jak na taki okres czasu za mało.
Więcej minusów tej historii jednak nie dostrzegam. Ostatecznie bardzo dobrze spędziłam z nią czas. Były sceny, dzięki którym na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, ale i takie, które mnie wzruszyły i chusteczki okazały się niezbędne. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to raczej pozycja dla dorosłych czytelników, bo pojawiają się także sceny zbliżeń.
Reasumując, jest to piękna historia o dwójce pokrzywdzonych przez życie ludzi, którzy próbują odnaleźć szczęście i ukojenie w swoich ramionach i pięknym otoczeniu przyrody. Jeżeli przyciąga Was ten klimat, to jak najbardziej mogę tę pozycję polecić. Jeżeli jednak liczycie wyłącznie na płomienny, szybko rozwijający się romans, to możecie być trochę rozczarowani.